Ryo - 2013-03-26 23:13:38

Chapter 3
Rok 148, Zima.
Prowincja Ta na Kuni



     Wciąż lało. Zdawało się, że chmury nad Ta no Kuni posiadają niewyczerpane zasoby wody i tylko i wyłącznie ich litość nad moknącą pod nimi prowincją jest w stanie zakończyć tę ulewę. Na to się jednak nie zapowiadało, a sami mieszkańcy tego małego kraiku, nie robili sobie większych nadziei. Nie robił sobie jej także Pan Sasagawa, siedzący na grzbiecie Yarugi, wpatrujący się w małe twarzyczki sierot.
     Przesunął się na zad swojego wierzchowca, zawołał.
     - Wskakujcie!
     Coś świsnęło mu koło ucha, przysiągłbyś, że samym pędem rozcięło małżowinę, z której teraz buchnęła nieprzyjemnie ciepła substancja. Jednakże aktualna sytuacja, rodząca nadprzeciętne złoża adrenaliny, skutecznie znieczuliła ranę, pozwoliła o niej zapomnieć, a przypomnieć o czymś co szło od strony lasu i klekotało tak przeraźliwie, że nawet uszy psa, zdającego się być uodpornionym na wszystkie upiorstwa świata, strzygły niespokojnie.
     - Migiem, migiem! - ponaglał mężczyzna, czując jak prawa półkula głowy dziwnie drętwieje pod skrzepłą krwią. Dzieci nie miały zamiaru dłużej zwlekać i czym prędzej wdrapały się na Yarugę, garbiąc się i kuląc, kiedy deszcz przebił się przez cieniutkie warstwy ubrań. Nie pisnęły przy tym ani słówka, ani deka jakiejkolwiek skargi, znosząc dyskomfort z hardą, typową dla dziecięcej twarzy, miną. Sasagawa widząc to, poprzysiągł sobie, że już nigdy nie dopuści, aby taka sytuacja się kiedykolwiek powtórzyła. Byle tylko teraz przeżyć...
     Pies, czując że ma na sobie balast wszystkich osób, prócz dwójki osiłków, których jęki dawno przestały docierać do czyichkolwiek uszu, zerwał się z największym szarpnięciem na jaki pozwalał mu ciężar na plecach i pomknął w stronę, którą zwano południem. Kiedy karawana eksplodowała, rozszarpana przez kilka notek wybuchowych, oni byli już wystarczająco daleko by nie usłyszeć nawet rozdzierającego powietrze huku.


     Gnali przed siebie w towarzystwie wycia wiatru, deszczu i... klekotu. Te ostatnie nie odstąpiło ich choćby na chwilę. Potworny odgłos kukieł, mknących za nimi wraz z ich właścicielami, przyprawiał całą czwórkę, włącznie z psem o dużo szybszy puls. Mieli nadzieję, że zgubią napastników, że ci ich zostawią, kiedy dojdą do wniosku, iż uciekinierzy nie mogą mieć czegoś cennego i są nikim innym jak bezbronnym cywilem, który może jedynie uciekać przed pożogą wojny. Ale nadzieja opuściła ich już dawno temu. Głupi ten, co myśli, że żołnierz posiada w sobie człowieczeństwo i współczucie. Głupi ten i martwy...
     Sasagawę cieszyło jedno i martwiło drugie zarazem. Pościg za nimi był tylko namiastką tego, co ich zaatakowało wcześniej. Wyglądało na to, że wysłano za nimi jedynie mały oddziałek, składający się z pięciu ninja klanu Ayatsuri, a reszta odpuściła, pochłonięta dużo ważniejszymi obowiązkami. Zaiste, był to dobry omen, choć niestety zbyt piękny. Yaruga, wierzchowiec całej czwórki, pomimo swych nieprzeciętnych gabarytów, zwalniał co raz bardziej, toczył z pyska pianę, a jęzor zdawał się wisieć do samej już ziemi. Zdecydowanie za duży balast przerósł także i jego. Nastąpił moment, by ktoś opuścił pokład dla dobra całej reszty. Widomym było, kto tym ktosiem był.
     Sasagawa po raz ostatni zatopił palce w sierści swojego ukochanego wierzchowca, z którym spędził swoje całe, parszywe życie, po czym zsunął się z jego zada, lądując miękko na ziemi. Pies, jakby porażony prądem, zatrzymał się gwałtownie, obrócił w stronę swego Pana. Dwójka przyjaciół wymieniła spojrzenie tak krótkie, a zarazem tak głębokie i wyrozumiałe, że te wyrażało więcej niż tysiąc słow.
     I tak się rozstali - Sasagawa i Yaruga – para  opiewana w późniejszych czasach wieloma pieśniami klanu Inuzuka.

     Został sam. Sam przeciwko nadciągającym wrogom, tym którzy rozdzielili go z jego najlepszym przyjacielem. Pomimo tego,  ani nie czuł nienawiści, ani nie rościł sobie żadnych pretensji. On wiedział czym jest wojna, bo to właśnie ona odcisnęła na nim niesamowicie ciężkie piętno. Wiedział, że na nią nie można się gniewać, bo to nie przyniesie żadnego z oczekiwanych skutków.
     Od dawna zabliźniona oparzelina, zdawała się piec tak, jak wiele, wiele lat temu…

***

     - Nie rozumiem, naprawdę nie rozumiem – mamrotał pod nosem człowiek z czerwonymi tatuażami kłów na twarzy, kręcąc przy tym głową w geście rezygnacji. Jego wzrok wodził to od kartki papieru, którą trzymał w ręku, to do chłopca siedzącego po przeciwnej stronie biurka z okropną oparzeliną na twarzy.
     - Sasagawa, wytłumacz mi proszę – podjął, wypuszczając papier z dłoni, pozwalając mu swobodnie opaść na blat – jak uczeń z najlepszymi wynikami  egzaminów z jutsu, szpiegostwa, ekonomii, prawdziwy szpec od broni białej, rzekłbym fechmistrz – w pojedynku z rówieśnikami, którzy są o wiele gorsi, poddaje się zaraz po pierwszej wymianie ciosów! No cholera jasna, niech mnie wilkołak zapnie, jeśli nie poznam odpowiedzi!
     - Odpowiedź nie jest prosta, mistrzu Huriko... nie jest prosta... – odparł chłopiec, drapiąc się przy tym niefrasobliwie po potylicy.
     - No ja wiem, że prosta nie jest. Gdyby była, to bym przecież nie pytał. Sasuno, znamy się nie od dziś. Ani ja, ani ty do głupich nie należymy. Nie ma sensu kręcić i wodzić się nawzajem kłamstwami, bo jak sam wiesz…
     - Boję się bólu.
     - Słucham?
     - Mam fobie na punkcie bólu fizycznego – wyjaśnił Sasagawa tonem, który brzmiał jakby to co mówił było oczywistą oczywistością – nie potrafię znieść zarówno bólu jak i samej wizji jego otrzymania.
     Nastała głucha cisza, którą przerywał jedynie szczek psów na zewnątrz. Później dołączył do tego rytmiczny, a i nerwowy stukot palców Huriko o mahoniowe biurko.
     - Wiesz, że z taką… ekhm… skazą, nie możesz zostać ninja? To jest wręcz niemożliwe!
     Chłopiec wzruszył ramionami.
     - Jest mi to zupełnie obojętne. Mogę nawet opuścić klan jeśli wymagać będzie tego starszyzna. Mam jednak jeden twardy warunek, powiedziałbym nawet, że żelazny. Chcę zachować Yarugę.
     Głucha cisza ponownie wypełniła pomieszczenie.

***
     Z obłoków wspomnień wyrwał go dobrze mu znany klekot lalek, które zaprzestały pościgu już jakiś czas temu. Połączone niebieskimi nićmi z palcami zakapturzonych postaci, łypały swymi okrągłymi ślepiami na samotną sylwetkę, stojącą na tle ciemnej nicości cienia, w którą udała się cząstka jej duszy, Yaruga…
      Nastąpił czas na ostateczną batalię Sasagawy Inuzuki!

www.gram24.pun.pl www.panorama.pun.pl www.wonots.pun.pl www.klasa6ce.pun.pl www.ticlass.pun.pl