Ogłoszenie


#41 2015-01-08 00:21:36

Yamasu

Klan Uchiha

19483948
Zarejestrowany: 2015-01-05
Posty: 4

Re: Sala #3 - Trening

Pchnął mocno drzwi wchodząc do kolejnej sali. Szybki rzut okiem po pomieszczeniu wystarczył, aby przekonać się, że służy ona do treningu. Wyposażenie sali i kilkunastu innych ćwiczących swe umiejętności młodych ninja nie pozostawiało złudzeń. Znalazł sobie kawałek wolnego miejsca i zaczął się rozgrzewać przed główną częścią treningu. W sumie już długi czas nie sprawdzał swoich umiejętności. Podczas życia na ulicy pierwszorzędną rolę grała zwinność. Wolał unikać walki, potrafił dać komuś w kość, jednak zawsze mógł trafić na silniejszego. Mimo tego, że został zaciągnięty do tej całej Akademii siłą, miło będzie się sprawdzić i może też nauczyć czegoś nowego. Skończył się rozciągać i już miał zaczynać ćwiczyć kiedy uświadomił sobie, że w sumie to on nie wie co chce trenować.


Konoha Senpū


Siadł na podłodze podpierając głowę rękami. Nie chciało mu się szukać jakiegokolwiek mistrza, który mógł mu doradzić coś w dziedzinie technik, poza tym nie miał ochoty wykonywać poleceń jakiegoś staruszka, którego lata świetności już dawno minęły. Siedział tak obserwując innych ninja, aż w końcu wpadł na pewien pomysł. Wstał, podchodząc do ćwiczącego na środku sali chłopaka. Przystanął na chwilę nieopodal niego przyglądając się temu co robi. Wyskakiwał w górę i wykonując obrót wyprowadzał kopniaka w powietrze.
Odezwał się upierdliwy głos w jego głosie: Na pierwszy rzut oka nawet nieźle wygląda.. I  boleśnie. Wypadałoby się tego nauczyć, o ile nie wyrżniesz w ziemię przy tym obrocie..
Zamknij się, mógłbyś spróbować być bardziej pomocnym, przynajmniej czasem.
A co ja teraz robię? Doradzam Ci w kwestii techniki, żeby Ci tyłka nie skopali.
Yamasu ponownie skupił się na ćwiczącym chłopaku odsuwając na bok wszystkie myśli, w tym upierdliwy głos.
- Cześć, długo się tego uczyłeś? Wygląda na skomplikowaną technikę. - Odezwał się podchodząc do chłopaka.
- Coś Ty.. TaiJutsu to łatwizna. - Uśmiechnął się, w odpowiedzi wyciągając rękę na powitanie. - A ta technika nazywa się "Konoha Senpū", chodź, nauczę Cię. - Yamasu wysłuchał uważnie wszystkiego co powiedział mu chłopak. Technika wydawała mu się banalnie prosta, a zarazem była całkiem groźna, jednak nie przewidział jednego.. Zazwyczaj to, co w teorii wydaje się proste, w praktyce wręcz niewykonalne. Powtarzając sobie w myślach jeszcze raz wszystkie instrukcję podskoczył starając się wykonać obrót. No właśnie.. starając. Podłoga aż zadudniła kiedy jego ciało zderzyło się z jej twardą powierzchnią. Połowa ćwiczących adeptów rzuciła pełnym politowania spojrzeniem w jego stronę.
Ha! Miałem rację. Jak tak dalej będą Ci się nogi plątały to za wiele nie osiągniemy.
Zignorował irytujący głos i podźwignął się stając na nogi.
- Też tak zaczynałem. Będzie lepiej. - Chłopak z szerokim uśmiechem na twarzy wpatrywał się w niego. Pewnie czekał na rezygnację Yamasu, ale ten nie miał zamiaru się tak łatwo poddawać. - Do dzieła. A tak w ogóle, jestem Yamasu.
Następne kilka godzin spędził na doskonaleniu techniki. Zaliczył jeszcze dwa upadki, ale przynajmniej nie musiał się zmagać z szyderczymi spojrzeniami innymi adeptów. Chyba po prostu przyzwyczaili się do głuchego odgłosu uderzenia i skupili uwagę na swoich ćwiczeniach. Po długim treningu czuł, że może przystąpić do nauki kolejnej techniki.

Oboro Bunshin no Jutsu


Podziękował chłopakowi za pomoc i odwrócił się chcąc odejść. Jednak jego tymczasowy nauczyciel widocznie miał jeszcze jakąś sprawę do niego bo już po chwili poczuł dłoń na ramieniu.
- Hej, nie uciekaj jeszcze. - Z początku chciał się wywinąć i pójść odpocząć po ciężkim treningu, ale słysząc życzliwość w głosie chłopaka postanowił zostać, może nauczy go czegoś jeszcze. - Poczekaj jeszcze chwilę, zmrok daleko, a z jedną nauczoną techniką nie wypuszczą Cię ot tak z Akademii. - Yamasu zastanowił się chwilę. Nauczył się techniki ofensywnej, przydałoby mu się coś służące do obrony lub przynajmniej dezorientacji wroga.
- Zamęczysz mnie na śmierć tymi ćwiczeniami. - Po twarzy przebiegł mu cień uśmiechu. - Wiem już jak dać komuś popalić, znasz jakąś technikę, która by zdezorientowała przeciwnika?
- Niestety nie. Moja droga to TaiJutsu, uczę się jak spuścić komuś łomot. Jeśli chcesz nauczyć się tych wszystkich śmiesznych sztuczek zamiast normalnej walki, znajdź moją siostrę. Ona się w to bawi. Poznasz ją po różowej kokardce we włosach.
- Dzięki za wszystko, trzymaj się. - Pożegnał się z chłopakiem i omiótł wzrokiem całą salę w poszukiwaniu różowej kokardy. Mignęła mu w rogu sali, skierował się w tamtą stronę patrząc po drodze na innych adeptów. Zastanawiał się czy wybiera dobre techniki, w sumie wszystkie robiły wrażenie.
- Cześć. Jestem Yamasu, Twój brat powiedział mi, że możesz mnie czegoś nauczyć. - Uśmiechnął się do niej czekając na odpowiedź. Po kilkunastu sekundach zaczął się niecierpliwić. Czuł się nieswojo widząc wpatrzoną w niego dziewczynę, która nawet nie raczyła się do niego odezwać.
- To klon. - Usłyszał za sobą rozbawiony głos. Odwrócił się widząc identyczną dziewczynę.
- Klon? - Wydukał zdumiony. Jeszcze nie widział nikogo kto tworzył swoje klony, najwyraźniej ominęła go przyjemność poznania kogoś władającego tą techniką.
- To jedna z technik GenJutsu. Możesz stworzyć mnóstwo klonów, którym ataki przeciwnika nie są w stanie nic zrobić. Chcesz się nauczyć?
- Jasne. - Kiwnęła na niego palcem pokazując, aby poszedł za nią, najwidoczniej potrzebowała nieco więcej miejsca. Przyjrzał się dziewczynie, była nawet ładna.
Niezły tyłek.
Usiłuje się skupić na nauce dość trudnych technik..
Oddychać też ma czym.
- Okej, słuchaj uważnie. Ta technika wymaga skupienia, przynajmniej do momentu kiedy ją dobrze opanujesz. - Zaczęła tłumaczyć mu na co powinien zwracać uwagę tworząc klony. Tak samo jak z pierwszą techniką, ta też nie wydawała mu się trudna. Domyślał się już jak mu pójdzie w praktyce..
- Próbuj! - Wdzięcznym głosem zachęciła go do działania. Skupił się. Z TaiJutsu sprawa była prosta, wystarczyło tylko ruszać kończynami, tutaj już zaczynały się schody. Musiał zebrać w sobie chakrę. Zamknął oczy wyciszając się. Nigdy wcześniej nie korzystał z chakry, nie wiedział nawet jak ją z siebie wykrzesać. Postanowił sobie ją wyobrazić. W myślach stworzył sobie jej przybliżony obraz, już po chwili miał gotową wizję. Wyobrażał sobie jak krąży po jego ciele wraz z krwiobiegiem. Czuł, że jest wszechobecna, obejmowała każdą cześć ciała. Zbierało jej się coraz więcej i powoli naginała się do jego woli. Spróbował ją złapać i posłać, aby stworzyła pierwszego klona. Z początku wszystko szło dobrze, ale w pewnej chwili poczuł jak chakra mu umyka znów chowając się gdzieś po zakamarkach jego ciała. Spróbował jeszcze raz, znów porażka. Odetchnął głęboko i znów zaczął się starać stworzyć klona. Tym razem coś się zmieniło, poczuł jak część chakry ulatuje gdzieś za jego ciało. Otworzył oczy słysząc okrzyk radości ze strony jego nauczycielki. Przed nim stał jego klon, identyczny jak on.

Narakumi no Jutsu


- Nauczę Cię jeszcze jednej techniki, Narakumi no Jutsu. - Ton jej głosu spoważniał przy wypowiadaniu tej nazwy. - To straszna technika, ale zarazem bardzo skuteczna. Wyciąga na wierzch najgłębiej skrywane lęki. - Przysłuchiwał się gdy tłumaczyła mu jak ją wykonać. Oprócz kontroli nad chakrą musiał opanować jeszcze jedną rzecz - ręczne pieczęcie. Dziewczyna pokazała mu jak powinny wyglądać, jednocześnie dodając:
- Musisz użyć tej techniki na sobie. Jeśli nieostrożnie ją tutaj wykorzystasz możesz nasłać na wszystkich ćwiczących iluzje ich lęków, mogłoby się stać coś strasznego. - Stanęła obok niego gestem zachęcając go do próby wykonania techniki. Yamasu nie śpieszył się, najpierw kilka razy ułożył z dłoni pieczęcie, później kilkakrotnie zebrał w sobie chakrę na próbę i dopiero przystąpił do nauki samej techniki. Zajrzał w głąb siebie, starał się znaleźć w sobie coś czego się bał. Nie wiedział co ukaże mu wizja, stracił już chyba wszystko więc raczej nie miał się czego bać. Zebrał w sobie chakre i ułożył pieczęcie, przez chwilę poczuł coś wokół siebie, jednak nic większego się nie stało. Zamknął oczy skupiając się jeszcze bardziej. Wziął kilka głębokich i uspokajających wdechów. Ponownie zebrał w sobie chakrę układając jednocześnie pieczęci, posłał zebraną energię na zewnątrz. Nagle wokół niego zaczęły wirować liście.
- Dobry znak, tak miało się dziać. Chyba się udało. - Rzucił pod nosem. Liście opadły a jego oczom ukazał się przerażający obraz. Jednak mylił się, że niczego się nie lęka. Nie był na to przygotowany, odwrócił wzrok przerywając technikę.
- Widzę, że się udało. - Zatroskany głos dziewczyny dobiegł do jego uszu.
- Tak, dzięki wielkie za naukę. - Uśmiechnął się i odszedł od dziewczyny.

Mistrz broni dystansowej


Skierował swe kroki ku części sali wydzielonej do nauki walki z dystansu. Wziął pierwszą lepszą broń i wybrał sobie cel. Trzymając w ręku kunai, rzucił nim do oddalonej o kilkanaście metrów tarczy. Nawet w nią nie trafił, broń z brzdękiem odbiła się od ściany. Rzucił jeszcze kilka razy, z podobnym skutkiem. Zaczął obserwować innych adeptów. Starał się zapamiętywać ich ruchy i wzorować swoje następne rzuty na nich. Zaczął nawet trafiać, co prawda nie od razu w środek, ale już coraz mniej kunai odbijało się od ściany. W końcu postanowił znaleźć jakiegoś mistrza, który udzieliłby mu wskazówek. Po krótkich poszukiwaniach natknął się na jednego. W przeciwieństwie do jego przewidywań, nie był to ledwo ruszający się staruszek. Ciężko mu było ocenić jego wiek, ale na pewno nie przekroczył jeszcze 40 lat. To go jeszcze bardziej zmotywowało do nauki, jeśli mógł osiągnąć tak wysoki poziom w tej sztuce, jednocześnie nie poświęcając temu całego życia, czemu nie? Wysłuchał najważniejszych wskazówek i w końcu zaczął trafiać tam gdzie chciał. Już żaden kunai nie spotykał się ze ścianą. Kiedy już opanował jeden typ broni, zaczął rzucać shurikenami. Z każdą następną bronią szło mu coraz łatwiej, aż w końcu, gdy już opanował każdą z nich stwierdził, że może zakończyć trening.

Ostatnio edytowany przez Yamasu (2015-01-08 00:22:02)

Offline

 

#42 2015-01-08 16:15:00

Sensei_Akio

Sensei

Zarejestrowany: 2012-11-02
Posty: 192

Re: Sala #3 - Trening

Treningi może, nie robią takie wrażenia jak tyłek dziewczyny i wszystko jednak jest na swoim miejscu i da się oddychać chociaż nie jakoś wybitnie głęboko:P Fajny motyw z tymi dialogami, mistrz broni dystansowej za to bardziej klasycznie przez co wygląda krócej, ale też mieści się w minimum. Zapraszam do następnej sali oznaczonej numerkiem #4

Offline

 

#43 2015-01-11 00:37:56

 Misaki

Zaginiony

484442857
Zarejestrowany: 2014-11-16
Posty: 23
Klan/Organizacja: Senju
KG/Umiejętność: Mokuton
Ranga: Członkini Klanu
Płeć: Kobieta

Re: Sala #3 - Trening

Misaki dwie sale miała za sobą. Nie było jej zbyt łatwo opowiadać swojej historii, no ale cóż, tak było trzeba. Teraz przynajmniej mogła skupić uwagę na czymś innym, na treningu. Z nadzieją, że przestanie myśleć o swoim zmarłym przyjacielu, podeszła do tablicy i zaczęła wybieranie technik. Już po chwili oddaliła się z kilkoma zwojami, które zawierały opisy technik.

Kawarimi no Jutsu



Pierwsza technika nie była zbyt skomplikowana. Wymiana miejsc z klonem, lub przedmiotem za pomocą chakry. Ninja używali jej non-stop w walkach. Ale no tak, pieczęcie! Złożenie pięciu różnych pod rząd nie było najprostszą rzeczą. O płynnym przechodzeniu z jednej do drugiej nie było mowy na tym poziomie, mogła jedynie nauczyć się ich pojedynczo. Od tego też zaczęła. Nie były jej zupełnie obce. Wiele razy widziała każdą z nich na oczy. Teraz jednak, kiedy sama musiała takie wykonać, nie były już takie proste. Zaczęła żmudny trening podstaw. Gdy już opanowała potrzebne pięć na poziomie zadowalającym, przeszła do drugiej części. Przygotowała sobie manekina, którego ustawiła przed sobą. Zamknęła oczy i starała się skupić swoją chakrę. Po chwili dołożyła do tego pieczęcie. Okryła ja chmura dymu, jednak nie przyniosło to oczekiwanego efektu. No trudno, nikomu nie udaje się za pierwszym razem! Dlatego też, próbowała kolejny i kolejny raz. Kiedy w końcu się udało niemal skakała z radości. Pierwsza technika w jej życiu, to jej pierwszy krok w świecie ninja. Chwilę odpoczęła, po czym znowu spróbowała użyć Kawarimi, by upewnić się, że to nie był tylko fart. Po tym przeszła do kolejnej techniki.

Dainamikku Entori



Przyszedł czas na coś prostszego. Techniki taijustu nie wymagają używania chakry. Biorąc pod uwagę to, że ma problemy z jej kontrolą, to nawet całkiem dobrze. Dainamikku Entori nie jest zbyt skomplikowane. Nie ma jednak mowy o wykonaniu tego bez rozgrzewki. Krążenia głową, ramionami, nogami, skłony, skrętoskłony, później trochę przysiadów, żeby rozgrzać mięśnie, na koniec próba zrobienia wyciąganki. To by właściwie było na tyle. Teraz pora na trochę teorii. Musiała wyskoczyć z niewielkiej odległości, żeby nie stracić na sile uderzenia. Odległość dwóch metrów powinna wystarczyć. Jeżeli chciała uderzyć prawą nogą, to powinna wybić się z lewej, po czym ją podkulić. Dodatkowo, dynamiczne wypchnięcie prawej ręki przed siebie, powinno nadać jej pędu. Z tą wiedzą przystąpiła do prób. Najpierw kilka uderzeń w powietrze, potem w cel, uwzględniając wszystko, co wcześniej przyszło jej do głowy. Pierwsze próby zadały więcej obrażeń jej, niż manekinowi, ale to jej nie zniechęcało. Próbowała aż do skutku, a gdy wreszcie zaczęło jej wychodzić, przeszła dalej.

Bunshin no Jutsu



Spośród trzech pozostałych technik, ta wydawała się najprostsza i najbardziej przydatna, toteż Misaki właśnie ją wybrała. Tym razem trzy pieczęcie, dwie z nich opanowała przed chwilą. Skupiła się więc na tej jednej i starała się jej nauczyć. Kiedy uznała, że jest gotowa, przeszła do ich połączenia. Nie było tak trudno jak poprzednio. Zmienianie ich szło jej już trochę sprawniej. Trzeba było tylko dołożyć do tego chakrę. W myślach próbowała zobrazować sobie swoją postać i łącząc pieczęcie z chakrą starała się stworzyć iluzję siebie obok. Chmura dymu, którą wytworzyła, po opadnięciu ukazała jej karykaturę, która ledwo chwiała się na nogach. Dziewczyna zniszczyła ją, po czym starała się wytworzyć kolejne klony, tym razem dłużej skupiając chakrę. Kiedy kopie zaczynały w dużym stopniu przypominać oryginał, stwierdziła, że już prawie skończyła. Stworzyła jeszcze jedną, ostatnią podobiznę siebie i uznała, że to koniec nauki technik na dzisiaj.

Mistrz broni dystansowej



Nareszcie coś naprawdę prostego. Coś, co nie wymaga żadnych specjalnych umiejętności i nawet jest przyjemne. Walka w zwarciu jest do kitu, więc Misaki postanowiła nauczyć się walki na dystans. Najpierw rozejrzała się za kunaiami i shurikenami. Gdy już je zdobyła, udała się na tor treningowy. Szeroki wybór celów w formie manekinów i tarcz prawie ją przytłaczał. Postanowiła obrać za cel tarczę, która znajdowała się w odległości 10 metrów od niej. Pamiętała, co mówił jej przyjaciel, że najważniejsze jest odpowiednie spięcie mięśni w momencie, w którym się rzuca. Wzięła do ręki bronie i zaczęła salwę na swojego niezbyt żywego przeciwnika. Gdyby którykolwiek pocisk chociaż spadł w okolicy tarczy, to już byłoby coś. Kilka godzin zajęło dziewczynie rzucanie bronią. Zakwasy gwarantowane, ale było warto. Zaczęła trafiać, czasami nawet blisko środka. Po wszystkim zebrała sprzęt i udała się do sensei'a, by pokazać mu efekty pracy.

Offline

 

#44 2015-01-11 12:46:25

Sensei_Akio

Sensei

Zarejestrowany: 2012-11-02
Posty: 192

Re: Sala #3 - Trening

Bardzo podobne momentami do poprzedniego treningu, jednak w sprytny sposób używałaś synonimów. Zapraszam do następnej Sali i do tworzenia KP, zresztą kto jak kto, ale ty procedury powinnaś znać ;)

Ostatnio edytowany przez Sensei_Akio (2015-01-11 12:46:48)

Offline

 

#45 2015-01-11 13:09:15

Yoshiro

Martwy

50579205
Zarejestrowany: 2015-01-10
Posty: 206
Klan/Organizacja: Wyrzutki
Płeć: Męzczyzna
Wiek: 24

Re: Sala #3 - Trening

Zostałem skierowany do sali numer dwa. Byłem ciekaw, co czeka mnie tym razem. Po przekroczeniu progu byłem nieco zdziwiony, pomieszczenie wydawało się nieco... puste. Dłużej nie zwlekając podszedłem to dość dużej tablicy wiszącej na końcu pokoju. To na niej napisane zostały polecenia, jakie każdy uczeń akademii musi wykonać. Już stało się jasne, moim zadaniem jest nauczenie się trzech umiejętności zwanych jutsu. O żadnym z nich wcześniej nie słyszałem, ale prawdopodobnie to jedne z łatwiejszych.

Kawarimi no Jutsu
        Na ziemi leżało wiele zwojów, dlatego zacząłem szukać tego podpisanego Kawarimi no Jutsu. Po znalezieniu go od razu wziąłem się za trening. Przeczytałem, że jest to technika pozwalająca zamienić się miejscami z dowolnym przedmiotem. Uznałem, że może być bardzo użyteczna. Pierwszą rzeczą, której należało się nauczyć do pełnego opanowania umiejętności były pieczęcie. Na te jutsu składało się pięć różnych pieczęci. Bez ceremonii, zacząłem składać ręce w pierwszą pieczęć. O dziwo, nie było to aż takie trudne, na jakie mogłoby wyglądać. Dziesięć, może dwadzieścia minut i trzy z nich były za mną, został jedynie pies i wąż. Nie było to jednak problemem, z nimi również poszło dość szybko. Następnym etapem była sama czynność zamiany z przedmiotem. Potrzebowałem rekwizytu, dlatego wziąłem jeszcze jeden, losowy zwój i położyłem go około trzy metry od siebie. Zacząłem skupiać swoją energię w jeden punkt w swoim ciele, musiałem zgromadzić jej dosyć dużo. Za pierwszym razem miałem wrażenie, że zgromadzonej chakry nie jest wystarczająco, dlatego powtarzałem tą czynność kilkukrotnie, aż poczułem że jej ilość wystarczy do wykonania techniki. Potem zacząłem równomiernie rozprowadzać ją po całym swoim ciele, bez wyjątku. Bardzo ważne było, żeby w każdej cząsteczce mojego ciała była jej identyczna ilość. Oczywiście, musiałem rozgospodarować całą zgromadzoną chakrą, nie mogłem jej zostawić. Skupiłem się na zwoju leżącym obok, zacząłem się na niego patrzeć bezustannie, nawet nie mrugnąłem. Następnie, postarałem się przenieść całą energię na zewnątrz mojego ciała, w miejsce gdzie leży rekwizyt. Niespodziewanie udało mi się to zrobić już za trzecim razem, jednak uznałem że nie robię tego wystarczająco szybko, dlatego kontynuowałem trening zarówno pieczęci, jak i samej techniki. Po kilkunastu minutach stwierdziłem, że jestem gotów na następną technikę. Uznałem jednak, że dobrym pomysłem byłby odpoczynek. Wykorzystałem dużo chakry, więc przydałoby się zregenerować przynajmniej jej część.


Dainamikku Entori
        Minęło około dwadzieścia minut, był to wystarczający odpoczynek. Wstałem i znowu wybrałem się w stronę tablicy, pod którą leżały zwoje. Jestem zwolennikiem walki wręcz, dlatego tym chciałem wybrać tego typu jutsu. Padło na Dainamikku Entori , które polegało na kopnięciu oponenta z wyskoku prosto w szczękę. W przeciwieństwie do technik NinJutsu, ta nie potrzebowała żadnych pieczęci, dlatego od razu przystąpiłem do treningu samej techniki. Bardzo ważny w tej umiejętność był wyskok, w końcu musimy uderzyć przeciwnika w szczękę. Ten z kolei, może mieć więcej niż dwa metry wzrostu, dlatego skok musi być odpowiednio wysoki. W skrócie, chciałem być przygotowany na wszystko. Obserwowany z boku mogłem wyglądać dziwnie, stałem w miejscu i próbowałem skoczyć jak najwyżej potrafię. Trwało to kilkanaście minut, aż wyczerpałem swoje siły i musiałem chwilę odpocząć. Nie trwało to jednak długo, chwilę później znów byłem gotowy do treningu. To "dziwne" skakanie potrwało jeszcze kilka minut, aż uznałem że mój wyskok jest odpowiednio dobry. Następnie spróbowałem zrobić to samo, ale z rozbiegu. W tym przypadku poszło szybciej, bieg pomagał wybić się w powietrze. Ostatnim elementem było wyprowadzenie odpowiedniego ciosu w locie. Kluczowe było ułożenie stopy, która spodem musiała uderzyć prosto w szczękę przeciwnika. Poskakałem jeszcze trochę próbując dobrze to zrobić. Na początku nie wychodziło najlepiej, jednak z czasem zaczęło wyglądać całkiem dobrze. Po kilku tuzinach prób byłem już pewny, że opanowałem tą umiejętność niemal do perfekcji, dlatego zaprzestałem dalszego treningu. Postanowiłem odpocząć trochę przed następnym.


Konoha Senpu
        Odzyskałem część sił, w związku z tym postanowiłem przystąpić do treningu kolejnego jutsu. Udałem się pod tablicę ze spisem i wybrałem odpowiedni zwój. Po raz kolejny postanowiłem się nauczyć czegoś do walki wręcz, tym razem padło na Konoha Senpu. Podobnie jak poprzednia umiejętność, nie wymagała ani pieczęci, ani gromadzenia chakry. Również było to kopnięcie, jednakże ta technika mogła trafić w dowolne miejsce na ciele przeciwnika i wykonywało się je poprzedzając obrotem. W gruncie rzeczy, jej wykonanie było całkiem podobne do poprzedniej. Od razu wziąłem się za trening, pominąłem ćwiczenie samego wyskoku, ponieważ opanowałem poprzednio. Przeszedłem od razu do trudniejszej części, a mianowicie wziąłem się za trening obrotu i kopnięcia. Sam cios musiał się rozpoczynać podczas obrotu, tak aby nabrać rozpędu i uderzyć z większą siłą. Kluczowy był moment, w którym należy zacząć rozprostowywać nogę. Bez dalszego zwlekania, wziąłem się za ćwiczenia praktyczne, które na początku wychodziły mi beznadziejnie. Postanowiłem się nie poddawać i postanowiłem kontynuować trening aż do osiągnięcia oczekiwanych efektów. Na zwoju technika wyglądała na całkiem prostą, w rzeczywistości było jednak nieco inaczej. Wymagała ode mnie dużo siły, szybkości i koordynacji, dlatego ciężko było ją wykonań idealnie. Po wielu próbach, zaczęło to wyglądać dość dobrze, jednak nie był to jeszcze ten wymarzony efekt. Kontynuując trening cały czas starałem się wyeliminować wszelkie błędy i niedoskonałości, aż w końcu mi się udało. Po długim i ciężkim treningu opanowałem technikę TaiJutsu. Jak po każdej, postanowiłem trochę odpocząć.


Mistrz Broni Białej
        Pozostało mi już tylko nauczyć się zwykłej umiejętności, nie wymagającej chakry, ale za to dużo treningu. Spojrzałem za tablicę ze spisem i od razu wiedziałem, którą wybiorę. Jako, że zawsze interesowałem się bronią białą, bez zastanowienia wziąłem się za tą o nazwie Mistrz Broni Białej. Jak sama nazwa wskazuje, polega na ulepszeniu naszych ruchów w walce z mieczem w ręku. Żeby wziąć się za trening, potrzebowałem odpowiedniego rekwizytu. Podszedłem do stołu, na którym leżały różne rodzaje broni i wybrałem najzwyklejszą katanę. Uznałem, że to ona będzie najlepsza do tego typu treningu. Wziąłem broń w dłoń i ruszyłem na drugi koniec sali, gdzie było więcej miejsca. Wykorzystując doświadczenia z dzieciństwa było mi łatwiej. Można powiedzieć, że większość mam już za sobą, jednak w ramach treningu postanowiłem poprawić swoje umiejętności. Zacząłem wykonywać różne ciosy i cięcia, których nauczyłem się kiedyś. Byłoby wiele łatwiej, gdybym miał jakiegoś przeciwnika. Mimo tego kontynuowałem walkę kataną. Cięcia w powietrzu zdawały się nie przynosić żadnych efektów, dlatego rozejrzałem się na jakimś manekinem lub czymś podobnym. Jak na życzenie, znalazłem odpowiedni rekwizyt i zacząłem trenować ciosy na nim. Były to najróżniejsze ruchy, starałem się unikać monotonności. Cięcia zarówno poziome, jak i pionowe zostawiały wyraźne ślady na manekinie. Mimo, że nie nauczyłem się zbyt wiele, czułem że opanowałem umiejętność. W związku z tym przerwałem trening i odniosłem katanę na miejsce, w którym się znajdowała. Wiedziałem, że w jakiś sposób będę oceniany, dlatego wstrzymałem się z opuszczeniem sali do tego czasu. Wolny czas przeznaczyłem na odpoczynek.

Ostatnio edytowany przez Yoshiro (2015-01-11 18:36:31)


http://i.imgur.com/LXSXbxc.png

Offline

 

#46 2015-01-11 19:23:28

Sensei_Akio

Sensei

Zarejestrowany: 2012-11-02
Posty: 192

Re: Sala #3 - Trening

Akcept nie będę się rozpisywał, zapraszam do następnej sali.

Offline

 

#47 2015-01-12 20:20:47

 Kimari

Zaginiony

8253161
Zarejestrowany: 2014-12-06
Posty: 153
Klan/Organizacja: Kiyoshi
KG/Umiejętność: Shōton
Płeć: Meżczyzna
Wiek: 16

Re: Sala #3 - Trening

Podczas czteromiesięcznej podróży z Mitsuki dowiedziałem się wielu rzeczy, dotyczących ninjutsu i chakry. Niestety, nie pozwoliła mi na żadne ćwiczenia, czy studiowanie technik związanych z „baterią shinobi” z wyjątkiem jej odblokowania. Niemniej, czas spędzony z nią można uznać za owocny.
Gdy przekroczyliśmy próg akademii, zostaliśmy natychmiast eskortowani przez zamaskowanego mężczyznę z dziwnym symbolem na ramieniu. Jak się później okazało, owy emblemat należał do mojego klanu. Zostałem przedstawiony dyrektorom i sensei'om tejże placówki oraz zapoznany z niebezpieczeństwami, które niesie ze sobą podążanie ścieżką ninjutsu. Pomimo tego, ostatecznie postanowiłem dołączyć do społeczności shinobi.
    Kolejne trzy i pół miesiąca spędziłem na głębszym poznawaniu świata, w jakim przyszło mi żyć: relacji pomiędzy danymi krajami , stosunkami poszczególnych klanów oraz co jest misją każdego shinobi.
W trakcie szkoleń przystosowywaliśmy nasze ciała do przepływu wewnętrznej energii. Poprawne przyswojenie owej techniki wzmacniało siłę zadawanych ciosów oraz pomagało w wykonywaniu zwinnych ruchów. Prędko przekonałem się, że jak wszystko na świecie, za używanie jej płaciliśmy pewną cenę. Ze względu na nasze małe pokłady chakry, szybko ulegaliśmy zmęczeniu, a czasem nasze kończyny odmawiały posłuszeństwa.
    Dzisiaj nadszedł czas ostatniego egzaminu, który czynił mnie przynależnym światu shinobi i pozwalał opuścić teren akademii. Czasami zastanawiałem się, czy mój ojciec szedł tą samą ścieżką. Czy jego Kenshi-sha była równie niepoczytalna kunoichi? Czy doświadczał zarówno ekscytacji, jak i zdenerwowania? Pytań było coraz więcej. Brakowało znacznej ilości odpowiedzi…
Moje rozmyślania przerwał głos z sali numer trzy. Nadszedł czas.
    Sala egzaminacyjna nie była większa, niż zwyczajne pomieszczenie do nauki. Naprzeciwko drzwi stały cztery mahoniowe podesty, na których spoczywały zwinięte zwoje. Każdy nich zawierał inny znak: ninjutsu, taijutsu, genjutsu oraz sukiru. Wszystkie z umiejętności były unikalne, nieporównywalne, posiadające swoje przeznaczenie. Spoglądnąłem ponad nimi, w kierunku otwartej przestrzeni. Dostrzegłem mały staw oraz potężne drzewo wiśni, które posiadało dziwne ślady: kora była zniszczona, jednocześnie wewnętrzna struktura nie wyglądała na naruszoną. Obok wieczystego pomnika przyrody znajdowało się pole treningowe, wraz z tarczami do celowania oraz sprzętem potrzebnym do sztuki kenjutsu.
    Gdy tylko mój wzrok ponownie spoczął na tajemniczych zwojach, wewnętrzna ciekawość zaczęła pożerać mnie od środka. Walczyłem z nią przez kilka niemiłosiernie długich chwil. Naprawdę. 
Nogi same poniosły mnie ku podestom, a niezauważalnie drżące ręce otworzyły pierwszy zwój. Każdy z nich zawierał inne techniki. Ninjutsu zawierał ogólny opis trzech technik: Kawarimi no Jutsu, Henge no Jutsu oraz Bunshin no Jutsu. Taijutsu mówił o Dainamikku Entorī, Konoha Senpuu, Konoha Raiken, natomiast genjutsu rozpatrywał niezwykłość Narakumi no Jutsu, Oboro Bunshin no Jutsu, Kasumi Juusha no Justu. Umiejętnościami, które mogłem poznać, były: chodzenie po drzewach, bądź po wodzie, mistrzostwo w broni białej lub dystansowej. Gdy odłożyłem ostatni zwój, usłyszałem niezaprzeczalnie znajomy głos, dobiegający z pola treningowego.
Wybierz trzy techniki… Chip! I jedną umiejętność, której chcesz się nauczyć. Chip! Podejdź tu, gaki! Chip! – Wypowiedź była wielokrotnie przerywana przez odgłosy towarzyszące czkawce. Głos kobiety wydawał się wtedy niezmiernie cienki oraz wysoki.
Chwileczkę, czy instruktor jest pijany? To niemożliwe, przecież żaden szanujący się shinobi nie zjawia się pijany na służbie. Musiałem się przesłyszeć. Wziąłem głębszy oddech i podążyłem za poleceniem egzaminatora. Zabrałem ze sobą trzy jutsu, które wydawały mi się odpowiednie oraz jeden z zwój z ostatniego podestu., po czym skierowałem się do drzewa sakury.
    Gdy znalazłem się na łonie natury, ujrzałem znajomą sylwetkę. Pod wiśnią, z butelką sake oraz talerzykiem mochi siedział mój strażnik: Mitsuki Orihara. Jej wygląd nie zmienił się, odkąd widziałem ją ostatni raz. Z wyjątkiem rumieńców na policzkach, które zapewne pojawiły się na wskutek nadmiernego spożycia alkoholu. Kiedy tylko zbliżyłem się do instruktorki, od razu zostałem obdarzony jej jakże trzeźwym spojrzeniem.
- Posłuchaj… Chip! Twoim zadaniem jest się, chip! Nauczyć tych technik, a ja mam ci… Chip. Chip! Pomóc. Jeśli  nie będziesz  czegoś wiedział, chip , w co wątpię, przyjdź do mnie, chip. Pokażę ci, gaki, jak to się robi. Chip! - Skierowałem wzrok ku zwojom. Powinienem zapoznać się z ich zawartością i opanować opisywane techniki. Z doświadczonym shinobi, zadanie nie powinno sprawić problemu. Chociaż patrząc na jej stan, nie wygląda na szczególnie pomocną. Mimo wszelakich dobrych chęci.
- Co się stanie, jeżeli nie opanuje tych technik? – Zadałem pytanie za milion yenów. Czy moje życie się skończy? Czy zostanę odesłany do akademii?
- Zobaczysz. Chip! – Zaśmiała się kilkukrotnie, czkając jak opętana. - Teraz  zostaw mnie z moją kochaną sake-chan i mochi-kunem. Jedynie oni, chip! Mnie rozumieją! - Myślałem, że dziwniej nie może być. Myliłem się. Zaczęła przytulać butelkę i kołysać w ramionach talerz ze słodyczami. Czymże naraziłem się bogom, że skazali mnie na te krzywdy?
Bunshin no Jutsu

Postanowiłem darować sobie bezproduktywną dyskusję i powróciłem do zapisanych zwojów. Na pierwszy ogień przeznaczyłem Bunshin no Juts. Według opisu Bunshin no Jutsu było techniką rangi D i służyła do tworzenia dywersji. Klony, które powstają na wskutek działania techniki stanowią jedynie iluzję, nie posiadają materialnego ciała, nie mogą tworzyć technik ani poruszać przedmiotów. Zmiana naszego wyglądu nie wypłynie na wizualną powłokę klonów. Warto pamiętać, że osoby z dojutsu oraz ludzie posiadający zdolności sensoryczne potrafią rozróżnić kopię od oryginału. Pomimo tego, odpowiednie użycie techniki pozwala zaatakować przeciwnika z zaskoczenia. Aby ją wykonać, należy użyć następujących pieczęci: Hitsuji – baran, Hebi – wąż, a także Tora - tygrys.
Nie czekając dłużej, postanowiłem spróbować swoich sił. Pamiętając o odpowiedniej ilości chakry, zacząłem składać odpowiednie znaki, które umożliwią użycie jutsu. Nagle zostałem otoczony kłębem siwego dymu. Nie pomyślawszy o wstrzymaniu oddechu, wciągnąłem do płuc grafitowy opar i momentalnie poczułem przeraźliwe pieczenie w gardle. Krtań kilkukrotnie skurczyła się, a z oczu popłynęły łzy niedoświadczonego adepta. Zacząłem kaszleć.
Na domiar złego, z oddali dobiegał śmiech znanej mi kunoichi.
Z czego się śmiejesz, wariatko!? – Obrzuciłem ją poirytowanym  spojrzeniem, uspokajając oddech i machając w powietrzu ręką