Offline
Biere co moje
Offline
Offline
Zaginiony
Offline
Więc będę śpiewał i dążył do kresu;
Ożywię ogień, jeśli jest w iskierce.
Tak Egipcjanin w liście aloesu
Obwija zwiędłe umarłego serce;
Na liściu pisze zmartwychwstania słowa;
Chociaż w tym liściu serce nie ożyje,
Lecz od zepsucia wiecznie się zachowa,
W proch się rozsypie… Godzina wybije,
Kiedy myśl słowa tajemne odgadnie,
Wtenczas odpowiedź będzie w sercu – na dnie.
Offline
Zaginiony
Offline
Biere co moje
Offline
Niemnie, domowa rzeko moja! gdzie są wody,
Które niegdyś czerpałem w niemowlęce dłonie,
Na których potem w dzikie pływałem ustronie,
Sercu niespokojnemu szukając ochłody?
Tu Laura, patrząc z chlubą na cień swej urody,
Lubiła włos zaplatać i zakwiecać skronie,
Tu obraz jej malowny w srebrnej fali łonie
Łzami nieraz mąciłem, zapaleniec młody.
Niemnie, domowa rzeko, gdzież są tamte zdroje.
A z nimi tyle szczęścia, nadziei tak wiele?
Kędy jest miłe latek dziecinnych wesele?
Gdzie milsze burzliwego wieku niepokoje?
Kędy jest Laura moja? gdzie są przyjaciele?...
Wszystko przeszło, a czemuż nie przejdą łzy moje!
Offline
Offline
Zaginiony
Offline
Uwaga, żart dla wytrzymałych!
Występuje przekleństwo, więc jeżeli jesteś uczulony na tym punkcie, przewijaj dalej! lol
ekhem ekhem!
-Co mówi lama do lamy?
-Spierda*amy!
Ostatnio edytowany przez Ayatane (2014-02-01 20:45:40)
Offline
Klan Senju
Chłodny, zimowy wieczór, jak zwykle o zmroku rozświetlał zapadłą, uroczą pomorską wioskę dziesiątkami prostokątnych światełek. To tutaj wydarzyło się tak wiele, tyle historii które ktoś musi spisać, opowiadanych przez ojca, skórującego zawieszonego u niskiego sufitu ciemnej piwnicy dzika, prawie warchlaka. Schwytanego bardziej dla sportu, niż jakiejkolwiek potrzeby. U podnóża dużej sterty drew spoczywa kolejny. Dla kogoś kto mieszka w innym miejscu, coś tak drastycznego wydaje się niezrozumiałym. Ojciec delikatnie nacina okolice woreczka żółciowego, tak by nie trafić przy chybotliwym świetle klimatycznie żarzącej się żarówki na pęcherz z intensywnie żółtą i niewyobrażalnie gorzką cieczą.
- Pamiętam... kiedyś - zaczyna ojciec - Ja, Felek i Kogut... Stary Marian, pamiętam... o przyszli, "Andrzej, idziemy na dziki". No kiedyś, nie było tygodnia, lodówki były pełne, ale jakoś nigdy nie mogłem odmówić. Był straszny przymrozek, księżyc strasznie świecił, a śniegu było po pachy...
- Odbieram wypłatę.
Offline
Offline
Offline
Zaginiony
Offline
Offline
Zaginiony
Darmowe pieniążki!? :3 Biorę to! :3
Offline