Administrator
Kanka leży w kraju wody, który składa się z archipelagu wysp, przeważnie różniących się tylko wielkością. Tak jest i w przypadku tej prowincji, która jest najmniejszą ze wszystkich wysp. Wyróżnia się ona także ze wszystkich, bowiem to tą wyspę otacza bardzo gęsta mgła. W te okolice nie pływa zbyt wiele statków, głównie z tego powodu, ponieważ łatwo jest wpłynąć na wody o płytkim dnie, tym samym niszcząc okręt. W te tereny zapuszczają się tylko doświadczeni żeglarze i kapitanowie transportowców. Sama wyspa jest piękna, ponieważ oblewają ją polany i lasy, o które troszczą się wszyscy jej mieszkańcy. Na tak małym terenie żyje wiele różnych gatunków zwierząt, począwszy od ptaków, a skończywszy na zwierzątkach lądowych i wodnych. Tereny te, podobnie jak Chuu, słyną z różnorakiej roślinności, do której zaliczają się także rośliny lecznicze. Podobnie jak w przypadku tamtejszych mieszkańców, tutaj także dbają o wygląd wyspy i pilnują swych "skarbów" przed kradzieżą.
Opis stworzony przez Narokishi'ego
Offline
Morze co prawda było tak wspaniałe że trudno mi je dobrze opisać, jednak moja pierwsza morska podróż pozostawia wiele do życzenia. Z początku byłam zafascynowana tymi wszystkim czynnościami które sprawiają że statek porusza się wedle woli marynarzy. Po pewnym czasie wyraźnie odczułam kołysanie statku i choć członkowie załogi zapewniali że morze jest wyjątkowo spokojne, spędziłam większość podróży przechylając się przez burtę i starając się opanować mdłości. Dlatego tak bardzo byłam wdzięczna za chwilę postoju na tej zamglonej wyspie. Zanim jednak zdążyłam dojść do siebie i trochę pozwiedzać już wyruszyłam w dalszą podróż. Chociaż niechętnie skierowałam się z powrotem na statek mając nadzieje że następna wyspa będzie całkiem blisko.
[z/t-->Yu no Kuni:Tereny Yu no Kuni]
Ostatnio edytowany przez Arisa (2012-03-07 21:04:21)
Offline
Zaginiony
Akihito pojawił się na tych terenach. Zostawił w tyle resztę drużyny. Musiał zastanowić się nad tym co robić dalej. Porzucenie towarzyszy nie wchodziło w grę. Walka z Bardem nie należała do przyjemnych czynności, ale chyba musiał ją wykonać.
-Mam tylko nadzieję, że przeżyję. Cóż, nie zawsze się udaje. Ciekawi mnie czemu Rokutaro nie zjawił się na spotkaniu? Czyżby nas porzucił? Nie, to niemożliwe! On musi nadal być dobry. Ale dalej, muszę iść. Widzę już Ichitsu.-myślał.
Senju przeszedł kolejny odcinek trasy do jego celu...
[z/t -> Airando]
Offline
Jedziemy coraz dalej i coraz bliżej jesteśmy celu.
- Pamiętajcie, że nie wiemy jaki opór na nas czeka. Możemy znaleźć jedynie nasz cel, możemy też być sami przeciwko wszystkim. Jeśli najdziemy na armię, to nie możemy bawić się w bohaterów. Ukrycie albo ucieczka, innych wyjść nie ma. Pamiętajcie o tym.
Po moim poleceniu dostrzegłem, że Akihito nagle przyspieszył, ja jednak dogoniłem go bez problemu.
- Nie ma takiego uciekania... Jeśli przez tą chwilę chciałeś zdezerterować, to to był pierwszy i ostatni raz.
Offline
Cały czas byłem za przyjaciółmi. Podróżowałem, chodź troszkę wolniej od nich. Byłem jakiś niedostępny, zamyślony. W sumie to niby nic mi nie było, jednak czułem się dziwnie. Jakby inaczej. Jakbym niedługo co miał zakończyć swój żywot. Spoczywała na mnie ogromna odpowiedzialność. Jeśli nasza linia padnie możliwe, że wojna zostanie przegrana.
- ku*wa panowie. Musimy się sprężyć i jak najszybciej tam dotrzeć. Nie wiadomo co tam zastaniemy, to fakt. Jednak mimo wszystko musimy walczyć. Inne drużyny też pewnie nie mają lekko. - powiedziałem
z/t -> Ariando/Las
Offline
Strażnicy
Misja prosta dla Ayanami #10
Unoszący się z nad ziemi opar zaczął powili gęstnieć. Chłodna wszechobecna mgła była właściwością tej wyspy, która wynikała z takiego a nie innego położenia geograficznego i raczej nie sprzyjała orientacji w terenie. Sztuka prowadzenia działań wojennych uczy, że ot właśnie jest to wymarzone miejsce na uszykowanie zasadzki, w szczególności, gdy zasadzający się potrafią przestać polegać na zmyśle wzroku. Najczęściej w takich sytuacjach, ofiara zauważała, że została napadnięta dopiero, gdy niepokojąca czerwona ciecz zaczynała wyciekać z organizmu.
W tym konkretnym przypadku nieszczęścia nie zwiastowało nic. Po Mito nie widać było żadnych oznak zaniepokojenia, co prawda mina jej stawała się coraz kwaśniejsza i już nawet nie była w stanie tego ukrywać, jednak to chyba nie stanowiło żadnego zagrożenia dla zdrowia i życia… No dobrze niewykluczone, że akurat w tej kwestii się mylę. Nie mniej Asuka swym psim nosem powinien wcześniej wyczuć obecność osobników postronnych. Nie inaczej było w przypadku rybaków, którzy tą wczesną porą spychali swą łódkę do morza, by wypłynąć, jak najdalej od znanych łowisk, a co za tym idzie wzbogacić się bardziej od innych. Widać zarobek głównie zaprzątał ich myśli, gdyż tylko odprowadzili wzrokiem dwie podróżniczki.
- Nie znam szczegółów…
Ostatnio edytowany przez Straznik 11 (2016-10-22 00:17:28)
Offline
Sama nie wiedziałam, kiedy i dlaczego tak szybko powróciłam do bycia sobą. To co stało się w nocy wydawało się jakby obce i odległe. Zupełnie jakby był to zły sen, z którego wybudziła mnie Mito. Nie było większego sensu w użalaniu się nad sobą a i również w żałowaniu człowieka, któremu z zimną krwią odebrałam życie. W końcu chciał skrzywdzić coś tak bardzo mi drogiego i bliskiego. Spojrzałam na tył łba Asuki i uśmiechnęłam się nostalgicznie po czym położyłam się na jego grzbiecie i objęłam jego opasłą szyję. Poczułam jak delikatnie spina mięśnie, a ja uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.
- Chyba teraz nie ma czasu na drzemkę, maleńka - powiedział.
- Nie mam zamiaru spać.
Moje słowa jednak nieco przeczyły temu jak czuło się moje ciało. Zdecydowanie brak snu ubiegłej nocy zaczynał dawać o sobie znać, a miękkie futro Asuki otulające mój policzek wcale nie pomagało w walce z tym. Wzrok wbiłam w morze, choć z racji gęstej mgły ledwie widziałam jego brzeg. Mito się nie odzywała, a dźwięk fal rozbijających się o piasek tylko koił. Sama nawet nie wiedziałam, kiedy odpłynęłam. Mięśnie na twarzy rozluźniły się, zaś usta rozchyliły wydając z siebie ciche posapywanie. Dziewczyna jadąca na psie to dopiero był fenomen, a co dopiero dziewczyna śpiąca na psie. Rybacy, których mijaliśmy przyglądali się temu obrazkowi z nie lada zdziwieniem. Mój błogi stan jednak nie miał trwać za długo, bowiem w piętnaście minut już dotarliśmy na miejsce.
- Pobudka - usłyszałam rozbawiony głos swojego towarzysza, który potrząsnął sobą na tyle bym się poruszyła jednak nie na tyle by mnie zrzucić z siebie.
Wymamrotałam pod nosem kilka niezrozumiałych słów i otarłam wierzchem dłoni strużkę śliny, która zdążyła pociec z kącika moich ust. Zmrużyłam oczy i przyjrzałam się swojej dłoni po czym jeszcze nie do końca przytomna rozejrzałam się po okolicy. Krajobraz właściwie się nie zmienił oprócz pojawienia się dość lichej chatki przed nami. Fakt, że jeszcze stała trochę przeczył prawom natury. Ziewnęłam głośno, zakrywając usta dłonią, lecz wybudzić mnie miało dopiero napięcie tak mocne, że prawie namacalne między Mito a Satoshim. Nie trzeba było być geniuszem, żeby wiedzieć, cóż takiego łączyło tę dwójkę.
- Oho, no to wszystko stało się jasne. Nie dość, że naturalnie jest skwaszona, to jeszcze mieliśmy do czynienia z tym zjawiskiem spotęgowanym przez nieszczęśliwą miłość - rzekł Asuka z delikatnym rozbawieniem, zupełnie zapominając, że już nie jestem jedyną, która może go zrozumieć.
Postanowiłam nie odpowiadać na jego nieco kąśliwą uwagę, gdyż czułam się wyjątkowo nieswojo. Zupełnie niechcący wkroczyłam na tę prywatną sferę dwojga ludzi, do której jedynie oni mogli mieć dostęp. Zaczęłam się nieco skrępowana rozglądać dookoła, starając się nie zwracać uwagi na wymianę zdań między nimi. Gdybym mogła najchętniej odsunęłabym się na bezpieczną odległość, jednak wolałam w taki sposób nie przypominać o swojej obecności. Dlatego gdy tylko Mito zniknęła niemalże odetchnęłam z ulgą. Pomachałam jej jeszcze dłonią, ale tylko do jej znikających pleców więc ujrzeć już tego nie mogła. Westchnęłam cicho i spojrzałam na Satoshiego. Rzeczywiście jego obraz nieco odbiegał od tego, jaki ułożyłam sobie w głowie jednak okazał się niemniej sympatyczny. Uśmiechnęłam się delikatnie i postanowiłam nie poruszać tematu jakim była jego relacja z Samotniczką.
- Nie jesteś zdziwiony moim widokiem? Przypuszczam, że znasz wszystkich członków klanu, a ja w Airando pojawiłam się stosunkowo niedawno.
Mówiąc to zeskoczyłam z Asuki i spojrzałam na Kuroia. Był równie piękny i równie wielki co mój towarzysz. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej i kucnęłam przy nim.
- Aleś ty piękny - rzekłam i zaczęłam drapać go za uszami.
Nie trwało to jednak długo, bo w Asuce musiało się rozbudzić coś na kształt zazdrości i bez słowa, niby niechcący przeszedł koło mnie trącając mnie tak, abym wylądowała tyłkiem na piasku. Uniosłam brwi w geście rozbawienia po czym pokręciłam głową i wstałam. On zupełnie nie obdarzając mnie spojrzeniem położył się na werandzie, splótł łapy na krzyż i ułożył na nich pysk, ja zaś usiadłam obok Satoshiego jednak w na tyle bezpiecznej odległości, by nie krztusić się dymem z jego papierosa.
- Okolica urokliwa, niemniej coś niedobrego się tutaj dzieje, skoro trzeba aż dwojga Inuzuka - powiedziałam z uśmiechem i złapałam kubek z kawą.
Offline
Strażnicy
Misja prosta dla Ayanami #11
Satoshi fatycznie się zdziwił, jedynie nie widokiem młodej Samotniczki, a zadanym przez nią pytaniem. Podrapał się po głowie, jakby zastanawiał się, czy jego rozmówczyni mówi poważnie, po czym zaciągnął się szlugiem.
- Znam większość, ale nie wszystkich.
Ostatnio edytowany przez Straznik 11 (2016-10-23 15:22:34)
Offline
Obserwując relacje Satoshiego z Kuroiem uśmiech nie schodził mi z twarzy. Zastanawiałam się, czy każda więź Inuzuki ze swoim czworonożnym towarzyszem wygląda podobnie. Słysząc wykłady czarnej psiny w stosunku do swojego właściciela od razu miałam przed oczami pouczenia Asuki, żebym nie łaziła po drzewach, nie rozmawiała z obcymi, nie wdawała się tym bardziej z obcymi w jakiekolwiek treningi, nie szła do akademii, nie została ninja... Cóż, każdy mój wybór był w jego oczach zły - niemniej jedno musiałam mu oddać. Towarzyszył mi w każdym tym wyborze, bez względu na swoje zdanie. Stał za mną murem i wspierał najlepiej jak mógł.
- Spokojnie, Kuroi - powiedziałam rozbawionym głosem - Gdyby nie ta kawa prawdopodobnie bym już leżała w pozycji horyzontalnej objęta czułymi objęciami Morferusza. A o fajki to ty się nie martw. W ustach nigdy tego nie miałam i póki co jeszcze za mało mi stresów, abym musiała to w siebie ładować.
Puściłam mu oczko i dopiłam resztę czarnego płynu w filiżance. Asuka dalej leżał tyłem do mnie i nawet się nie odzywał. Znalazł się pan obrażalski... Cóż, później go udobrucham. O ile sam wcześniej nie przyjdzie. Podciągnęłam kolana do klatki piersiowej i oparłam o nie brodę, kierując zaciekawione spojrzenie w kierunku Satoshiego.
- Nie masz za co przepraszać. Mam to na co dzień - powiedziałam, nawiązując do jego uwagi o swoim towarzyszu i uśmiechnęłam się - A co do sprawy... Cóż, nie jestem już dzieciaczkiem, żeby wierzyć w jakieś potwory rodem z baśni, ale muszę przyznać, że twój opis przywodzi na myśl właśnie coś takiego. Aczkolwiek chyba możemy uznać, że sprawca chciał takie a nie inne wrażenie sprawić. Tutejsi jak można zauważyć to raczej przesądne prostaczki. Gdyby byli pewni, że porwań dokonuje człowiek to nie baliby się tak bardzo jak w przypadku potwora. Idąc dalej - może komuś nie zależy na tym, aby porwać drugą osobę. Może mu zależeć na tym, żeby w tej okolicy o danej porze nie pojawiały się żadne statki na morzu. Przemytnicy? Jednak nie lada zagadkę stanowi fakt, że wśród zaginionych nie ma żadnego miejscowego. Może to też wyglądać w ten sposób, że miejscowi faktycznie nie przepadają za obcymi i w ten sposób chcą ich jakoś odstraszyć. Niemniej... Mamy jakiś punkt zaczepienia.
Poczułam jak mój żołądek delikatnie ściska się z głodu więc postanowiłam na własną rękę wyruszyć na polowanie. Oczywiście przez polowanie miałam na myśli wtargnięcie do środka chatki i wygrzebania z szafki jakieś paczki ciastek. Powróciłam na werandę i usiadłam po turecku na ławeczce, w tym samym miejscu, które już przed chwilą zdążyłam sobie wygrzać własnym tyłkiem. Otworzyłam ciastka i rozerwane opakowanie postawiłam na stoliczku tak aby i Satoshi mógł się poczęstować. W końcu dobrałam się do jego zapasów i wysoce niegrzecznym byłoby wchłonięcie całej paczki samemu. Cóż, zdecydowanie wracałam do bycia nieokrzesaną nastolatką. Wzięłam jedno ciastko i pochłonęłam je w całości.
- Bez obrazy, Satoshi - powiedziałam z jeszcze pełną buzią - Ale wydaje mi się, że mogłeś nieco źle podejść do rozmów z miejscowymi - tu sięgnęłam po kolejne ciacho, przyjrzałam mu się przez chwilę po czym wzruszyłam ramionami i nabrałam całą garść, by nie musieć co chwilę ręki wyciągać - Pewnie poszedłeś tam z Kuroiem, który - i tutaj znów bez obrazy - wygląda nieco groźnie. I jestem prawie pewna, że od razu waliłeś prosto z mostu, zadając pytania bezpośrednio o te zaginięcia. Otóż wydaje mi się, że musimy tutaj wykorzystać trochę finezji... Myślisz, że jak zareagują na słodką, nieco zagubioną, ale i zaciekawioną miejscową historią dziewczynę? - tutaj otworzyłam oczy dość szeroko, obdarzając Satoshiego miną, jakby miał mi zaraz powiedzieć najciekawszą rzecz, jaką kiedykolwiek w życiu słyszałam, przez chwilę utrzymałam ten wyraz twarzy, by moment później się zaśmiać - Zostawię tu Asukę i pójdę na zwiady. Przy okazji może przyniosę coś normalnego do jedzenia, bo na ciastkach daleko nie ujedziemy - rzekłam jak na ironie wciskając sobie kolejne między wargi - W każdym razie, jeśli nawet ze mną nie będą chcieli rozmawiać śmiało możemy uznać, że faktycznie to oni mogą za tym stać i mieć na celu odstraszenie obcych. Pytanie tylko dlaczego.
Offline
Strażnicy
Misja prosta dla Ayanami #12
Kuroi chyba nie uwierzył w zapewnienia Ayanami, bo przyjrzał jej się w mniej więcej taki sposób, jak przygląda się domokrążcy sprzedającemu garnki, które jak rzeczony osobnik zapewnia będą służyć przez lata. Tymczasem te sypią się, już po dwóch miesiącach, czyli mniej więcej po okresie skończonej gwarancji.
- Taa każdy młody tak mówi
Offline
- Głód to zew nagły i niekontrolowany. Włącza mi się wtedy zmysł łowcy i wyruszam na polowanie. Dziś moją ofiarą stały się te oto ciasteczka - powiedziałam rozbawiona, chcąc nieco w żartobliwy sposób usprawiedliwić swój wybryk, przy okazji wpakowałam sobie kolejne do ust - Asuka też jest spokojny, ale widząc go ludzie raczej się odsuwają, aniżeli targną na niego z łapskami. Za co przypuszczam jest cholernie wdzięczny.
Tutaj zerknęłam na swojego towarzysza, który dalej obrażony siedział tyłem do mnie. Zaśmiałam się pod nosem i cisnęłam w niego ciastkiem. Nie spodziewałam się, że jego reakcją będzie odwrócenie łba i pochwycenie go zębami. Pisnęłam ze zdziwienia i podniosłam się, klaszcząc w dłonie.
- Łooo! Nauczyłeś się sztuczek! - wykrzyknęłam i podeszłam do niego, żeby wytarmosić go za uszami.
Niemniej jak już wspominałam - ani mu w głowie było "odobrażanie" się więc kłapnął na mnie tylko paszczą i uciekł przed mymi natarczywymi rękoma. Westchnęłam cicho i wyprostowałam się z miną przegranego.
- No to cóż, nie pozostaje mi nic innego niż wyruszyć na zwiad. Życz mi szczęścia, oby mi się powiodło lepiej - powiedziałam i zgarnęłam parę ostatnich ciastek.
Jedno rzuciłam jeszcze raz w stronę Asuki, który wykonał jeszcze raz ten sam manewr a ja wrzucając z kolei sobie do ust zeszłam ze schodów i zaczęłam przemierzać plaże w kierunku... No właśnie, w jakim kierunku? Cóż, miasto nie może być daleko. Po prostu muszę iść kawałek wgłąb lądu i z pewnością na coś natrafię. Skoro nie miałam żadnego towarzystwa to czas spędzony na podróży mogę wykorzystać w sposób w miarę produktywny.
[Musisz być zalogowany, aby przeczytać ukrytą wiadomość]
________________________
Akcept by Katsuro
Ha! Była ze mnie jednak zdolna bestia. Spożytkować czas w taki sposób było godne pogratulowania. Niemniej już mniej tego godzien był fakt, że w ciągu całego tego czasu, jaki zszedł mi na treningu nie odnalazłam drogi do miasta. Cały czas szłąm wgłąb lądu aczkolwiek jedyne co mijałam to mniej lub bardziej gęsto rosnące drzewa. Plażę opuściłam już dawno, a wciąż czułam piasek w butach. Niespecjalnie za tym przepadałam, dlatego przebywanie nad morzem nie należało do moich ulubionych rozrywek.
W końcu, gdy miałam wrażenie, że ten lasek nigdy się nie skończy wyszłam na jakąś ubitą ścieżkę. Prawie natychmiast dostrzegłam mężczyznę idącego w przeciwnym kierunku. Zdecydowanie był to dobry znak. Podbiegłam do niego, przyczepiając sobie szeroki uśmiech do twarzy i spytałam od razu:
- Przepraszam, czy do miasta w tym kierunku?
Wskazałam w stronę, w którą zmierzałam, a ten odpowiedział mi tylko machnięciem ręki i cichymi przekleństwami pod nosem. Uniosłam brwi do góry w geście zdziwienia i jeszcze przez chwilę stałam urażona tą nieuprzejmością. Najwyraźniej miejscowi faktycznie nie byli zbyt przyjaźni. Postanowiłam udać się we wcześniej obraną stronę, nie zważając na reakcję starszego pana. Tym razem instynkt mnie nie zmylił i po mniej więcej półgodzinnym marszu zobaczyłam na horyzoncie zarys pierwszych budynków mieszkalnych. Czyli - zważając na gęstą mgłę - byłam bardzo bliziutko.
Nie minęło dziesięć minut, a już kroczyłam główną uliczką, zastanawiając się, gdzie najlepiej szukać informacji. Najpewniej w barze, aczkolwiek mój wiek jeszcze nie zapewniał mi wstępu do takich przybytków. Postanowiłam podejść do jakieś jadłodajni i połączyć przyjemne z pożytecznym. Mój żołądek dość głośno domagał się czegokolwiek innego aniżeli ciastka, dlatego usiadłam przy ladzie pierwszego lepszego baru z ramenem i zamówiłam sobie dość pokaźną michę tego dania.
Długo czekać nie musiałam na odpowiednią okazję do rozmowy. Wraz z moją porcją pojawiła się starsza pani, zamawiająca dokładnie to samo. Wzięłam pałeczki w ręce i przyjrzałam się jej uważnie. Nie wyglądała jakby miała mnie zabić za chociażby otworzenie ust w jej kierunku. Parę kęsów ciepłego dania wystarczyło bym poczuła się zadowolona. Zamruczałam głośno.
- Mmmm, pyszne! Nie dość, że okolica urokliwa to jeszcze jedzenie wyśmienite! - kątem oka zerkałam na starszą panią z nadzieją, że jakoś zareaguje na moją dość donośną wypowiedź.
Ostatnio edytowany przez Katsuro (2016-10-28 23:21:40)
Offline
Strażnicy
Misja prosta dla Ayanami #13
Prócz grupki mężczyzn mijających Ayanmi, gdy ta wędrowała po utwardzonej kamieniami drodze nie znalazło się nic godnego uwagi. Z resztą ci osobnicy też nie byli zbytnio interesujący wyglądało na to, że zmierzają po prostu w swoim kierunku gnani najprawdopodobniej sprawami dnia powszechnego, jak na ten przykład wykarmienie pozostałych członków rodziny. Nie darli się, nie złorzeczyli a obrzucili jedynie Samotniczkę niechętnie obojętnym spojrzeniem.
Myślę, że miastem ciężko jest nazwać miejsce, które zawiera w sobie na dobrą sprawę trzy drogi, dwie równoległe i jedną prostopadłą toteż słowo osada będzie tu o wiele bardziej pasujące. Budynki zdawały się pachnieć jeszcze świeżo ściętym drewnem, co świadczyło o niedawno rozpoczętym – jakby to powiedzieli fachowcy – procesie urbanizacji tego miejsca.
Z racji niewielkich rozmiarów tejże osady bar nie trudno było znaleźć. Starczył spacerek główną ulicą, która w porównaniu z tego typu miejscem w Wiosce Samotników wyglądał, jakby jakaś zaraza właśnie wytłukła większość populacji. Jedynie kilka sztuk kręciło się tu, czy tam zdążając do sobie tylko znajomych celów. Grupka hałaśliwych dzieciaków biegała w tę i we w tę oznajmiając głośno światu, że są wielkimi nieustraszonymi ninja. Ciekawe, czy tak dobrze bawiłby się gdyby naprawdę trafili na front. Grupa ta wpadła na Ayanami, gdy ta próbowała dostać się do budynku, gdzie oferowano jadło i napitek. Jakoś nie przyszło im na myśl żeby przeprosić i odbiegły zaraz swoją stronę głośno drąc mordę o chwale nas polu bitwy. Ach ta dzisiejsza młodzież.
Przybytek ten nosił nazwę „Odpoczynek wędrowca” i chyba nie był najbardziej ekstrawaganckim miejscem, jakie Ayanami mogła zobaczyć. Świadczył o tym już sam rzeczony wędrowiec, który za pomocą farb został wyobrażony na obrazku pod nazwą. Nogi w stosunku do ciała były, tak długie, jakby osobnik ten wiecznie chodził na szczudłach. Leżał na łóżku, które przypominało eee…. Miecz z czterema nogami, to chyba będzie najtrafniejszy opis tego obrazu. Wnętrze, choć wypełnione dymem tytoniowym wyglądało o dziwo trochę lepiej. Przy dość gęsto ustawionych stolikach siedzieli głównie mężczyźni zajmujący się tak szczytnymi pracami, jak palenie wyrobów tytoniowych i konsumpcja zamówionych towarów. Gdzieś w koncie przygrywała na biwie młoda i nawet dość ładna kobieta, mogłaby nawet uchodzić za ozdobę tego miejsca, gdyby jej twarz nie nosiła znamion nadużywania napojów typu wyskokowego. Za obsługę odpowiadał wychudły człowiek o rozczochranych siwych włosach. Przywitał Ayanami i bez zbędnych słów przygotował danie, które na szczęście pachniało lepiej niż wyglądał ten przybytek rozrywki. Również bez słowa wyciągnął rękę po zapłatę należną za zapewnioną usługę. Widać bardziej sobie cenił pieniążki niż estetykę w lokalu a może po prostu nie był jego właścicielem.
Z
Offline
W moim oku można było niemalże dojrzeć błysk, gdy okazało się, że moja bądź co bądź nieco naciągana metoda zadziałała. Wykrzesałam z siebie najszerszy uśmiech jaki miałam i delikatnie przysunęłam się do staruszki, jakby właśnie powiedziała najciekawszą rzecz jaką w życiu usłyszałam.
- Dlaczego wyjechała? - spytałam niewinnym głosem, nabierając w usta trochę jedzenia - Po drodze tutaj słyszałam nieco pogłosek ale wydawało mi się, że to bzdury. Napotykani ludzie odradzali mi podróż tutaj twierdząc, że mogę już nie wrócić. Dosłyszałam coś jeszcze o jakiś niewytłumaczalnych zniknięciach - wzruszyłam ramionami - Ale przecież wszystko da się jakoś wytłumaczyć, prawda?
Mówiłam nieco cichszym tonem, tak aby pozostali goście przybytku nie mogli mnie usłyszeć ale też nie na tyle cicho by wzbudzić podejrzenia u staruszki. Nie chciałam by pomyślała, że próbuję z niej jedynie wydobyć informacje. Już na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że mieszkańcy do obcych nie byli przyzwyczajeni ani też za nimi specjalnie nie przepadali. Dla nich świat zamykał się w granicach ich miasteczka i każdy kto śmiał zakłócić jego rutynę popełniał coś na kształt niepisanej zbrodni.
Dobrze znałam takie otoczenie, gdyż sama w takim dorastałam. Tam skąd pochodzę każdy znał każdego, a gdy pojawiała się osoba, której nie można było przypisać imienia, czy tego co jadła dziś na obiad - od razu była poddawana uważnej obserwacji aż do momentu opuszczenia naszych maleńkich granic. Wtedy mi to nie przeszkadzało, uważałam to nawet za swego rodzaju dobre rozwiązanie. Teraz jednak zdałam sobie sprawę z tego jakie to było głupie i małostkowe. Na swój sposób było to zejście do tych najpierwotniejszych instynktów. Niczym kocur - tam gdzie nasikam pierwszy tam moje, a innym wara.
Czułam na swoich plecach wzrok co niektórych jednak starałam się sprawiać wrażenie, iż niewiele sobie z tego robię. Jednocześnie starając się pokazać, że nie mam nic do ukrycia, a moje intencje są jak najbardziej niewinne. To oczywiście troszkę mijało się z prawdą.
Może byłam nieco zbyt pozytywnie nastawiona i rozbudzona cała tą sytuacją ale nie miałam zamiaru wrócić z pustymi rękami. Dotychczas nie pokazałam się z najlepszej strony, co mi nieco wjechało na ambicję. Najpierw dałam się poznać jako pyskaty i arogancki bachor, potem jako wielka rozmaza. Nadszedł czas bym pokazała, że jestem czegoś warta.
Offline
Strażnicy
Misja prosta dla Ayanami #14
Postawa stałych bywalców, jakoś nie zmieniła się pod wpływem czasu, nadal przyglądali się Ayanami, jak elementowi zasadniczo obcemu. Staruszka też jakoś nie wyglądała na chętną do rozmowy, nie mniej kleciła jakieś niechętne odpowiedzi. Być może robiła to dając upust temu uczuciu, które dręczy ją po odejściu wnuczki, a może robiła to zupełnie innych.
- Aaa, jak to młodzi. Mówi, że w mieście przyszłość a nie takim zadupiu i wyjechała. A to nasza ziemia je z dziada pradziada.
Ostatnio edytowany przez Straznik 11 (2016-12-13 15:42:33)
Offline
Cóż, nie mogłam ukrywać, że nie spodziewałam się takiej reakcji ze strony staruszki. Miałam nadzieję, że nieco bardziej się otworzy, ta jednak jedynie się zjeżyła i uciekła. Nadymałam nieco policzki i wbiłam wzrok w talerz przed sobą, gdy nagle poczułam bliskość drugiego człowieka bardziej aniżeli bym sobie tego życzyła. Wzdłuż kręgosłupa przeszły mnie straszne ciarki a od zapachu przetrawionego alkoholu, który wbijał mi się dość agresywnie w nozdrza zachciało mi się zwrócić wszystko co do tej pory zjadłam. Zachowałam jednak kamienną twarz nie dając po sobie znać, że z obrzydzenia prawie bym spadła ze stołka. W końcu z ust tej jakże wyniosłej damy zaczęło się wydobywać wiele pożytecznych informacji. Udawałam jednak, że słucham tego nieco od niechcenia choć policzki, które zapłonęły mi z podniecenia z pewnością mnie zdradzały.
Chciałam jeszcze zadać jej parę pytań aczkolwiek przerwał mi grzmiący głos barmana. Przez ułamek sekundy nie wiedziałam jak się zachować. Niemniej ten człowiek za ladą uczynił moje życie jeszcze prostszym. Przecież nie miałam pojęcia gdzie jest "u naszej pani", a przecież musiałam się jakoś dostać do tego cholernego Shu. Był moim jedynym punktem zaczepienia. Najwyraźniej on jako jedyny mógł zaprowadzić mnie do tej przeklętej kaplicy. Nie miałam pojęcia, co tam znajdę i czy w ogóle coś ale to i tak było chyba więcej aniżeli osiągnął Satoshi. Być może panienka zapomniała mu o tym powiedzieć snując jedynie na wpół trzeźwe zdania o tym jak bardzo prawdziwe są te porwania, albo po prostu nie uwierzył w jej deliria alkoholowe. Choć to drugie było bardzo wątpliwe. Ninja na misji musi przecież badać każdą ewentualność, szczególnie jeśli postępów nie widać od dłuższego czasu.
Spojrzałam na barmana pociemniałym wzrokiem chcąc zdobyć się na najbardziej wiarygodnie zezłoszczoną minę jaką mogłam.
- Co to za maniery w tym cholernym, zapomnianym przez boga i ludzi przybytku?! - huknęłam - Człowiek nie może w spokoju zjeść posiłku, żeby nie podeszła do niego nachlana jak świnia pracownica, roztaczająca wokół siebie taki odór, że żreć się odechciewa?! Proszę mnie w tej chwili zaprowadzić do właściciela, ja tego tak nie zostawię!
Muszę przyznać, że jak na kogoś kto jeszcze nigdy nie zrobił awantury w lokalu brzmiałam bardzo przekonująco. Chciałam jeszcze dać delikatny pokaz siły, na przykład walnąć w ladę tak mocno, żeby zostały na niej ślady moich knykci albo kopnąć krzesło tak aby przeleciało pół sali rozczłonkowując się w locie. Niemniej nie chciałam przesadzić. Nie chciałam wdawać się przecież w żadną bójkę, a to by mogło do tego doprowadzić. Nie miałam pojęcia czy obrałam dobrą strategię jednak czekałam w napięciu, udając że kipię ze złości.
Offline
Strażnicy
Misja prosta dla Ayanami #15
Człowiek, który fachowo zajmował się obsługą tego przybytku od samego jego początku i za pewne mający piastować tę zaszczytną funkcję do końca istnienia lokali, czy też może własnej egzystencji, chyba nie do końca spodziewał się takiego obrotu spraw. Gdy tylko Ayanami zaczęła manifestować swą wyimaginowaną złość przez chwilę wyglądał, jakby mu właśnie oznajmiono, iż jest aresztowany za seryjne spędzanie płodów metodami niezwykle gwałtownymi, (choć prawdę mówiąc nie wiem, czy istnieje prawo tego zabraniające). Jego mimika nieustannie prowadziła działania wojenne, a stronami tegoż konfliktu zdawały się być szok, oburzenie i niedoważenie na dokładkę. Zdobył się kilkakrotnie na otworzenie ust w celu wyrażenia tego, jak bardzo nie zgadza się z tym poglądem, ale finalnie był to jedynie protest niemy, ponieważ świeżo upieczona awanturniczka podczas wyrzucania swego monologu nie dała mu dojść do słowa.
Muszę też zaznaczyć, że nie był on jedynym oburzonym w całym towarzystwie. Przez salę potoczył się gniewny pomruk… Miejscowi uznali widocznie takie zachowanie za grubiańskie i ich małomiasteczkowy patryjotyzm podpowiadał, iż to tak jakoś nie w porządku żeby jakaś tam mała gówniara rugała jedynego barmana w całej okolicy. Mała gówniara to z resztą nie był jedyny i najgorszy epitet, który poleciał od strony zgromadzonych, ale przez wzgląd na własne poczucie estetyki pozwolę ich sobie nie przytaczać. Sytuacja zrobiła się nieciekawa, wyglądało na to, że jeszcze jedno nieopatrzne słowo, a Samotniczka opuści bar bynajmniej bez pomocy, a prezentem pożegnalnym będą kamienie rzucane w jej stronę, gdy ta będzie uchodzić z tej mieściny pełnej jakże gościnnych i pomocnych mieszkańców.
- Eee może trochę grzeczniej Panienko?
Offline
Cholera - pomyślałam - kompletnie nie tego się spodziewałam.
Musiałam wymyślić naprędce, jak wybrnąć z tej zdecydowanie dla mnie niekorzystnej sytuacji. Moje oburzenie wywołało poruszenie nie tylko w barmanie, a także na całej sali. W końcu dla wieśniaczków była to nie lada rozrywka, pewna anomalia w ich codziennej rutynie. Z pewnością będę na ich językach przez kolejny tydzień. Pięknie. Bardzo tajna misja, Aya.
Na obelgi uwagi nie zwracałam, już jako dziecko nauczyłam się, by wszelkie epitety spływały po mnie jak po ścianie. Dziewczynka rozmawiająca z psem nie była codziennym widokiem dla mieszkańców mojej wioski - można było się tylko domyślać ich reakcji na coś, co odbiegało od ich postrzegania świata. Nigdy jednak się tym nie przejmowałam, ani w żaden sposób nie burzyło to mojego poczucia szczęścia. W każdym razie zastanowił mnie jeden fakt - skąd to babsko do cholery wiedziało, że jestem ninja? To że miałam broń u pasa przecież nic nie oznaczało - w końcu żyliśmy w niespokojnych czasach. A przecież żadnej z umiejętności wymagających zastosowanie chakry im nie pokazałam. Jedynym co mogło by ją na to jakkolwiek naprowadzić były tatuaże na moich policzkach, niemniej nie sądziłam by poza Airando znak przynależności do klanu Inuzuka cokolwiek, komukolwiek mówił.
Nie miałam teraz zielonego pojęcia, jak to rozegrać, a musiałam zareagować jak najszybciej, byleby wyglądało to jak najbardziej naturalnie. Nigdy nie byłam wziętą aktorką. Porazić ich jeszcze większą dozą arogancji, czy raczej przejść na front pokory? Pierwsze rozwiązanie byłoby bardziej zrozumiałe - przecież skoro raz się uniosłam to zignorowanie mojego protestu na pewno byłoby powodem, żeby jeszcze bardziej się zezłościć. Niemniej taką reakcją ryzykowałam bardzo dużo - mogło się to odbić nie tylko od właścicielki, która prawdopodobnie rozmawiać by już ze mną zamiaru nie miała, a także agresją miejscowych co by niechybnie prowadziło albo do pokazu moich umiejętności, albo przetrzymania manta, które bez wątpliwości by mi spuścili. Z kolei gdybym nagle stała się pokorna i przeprosiła za swoje zachowanie - cóż, takiej reakcji bardzo dużo brakowałoby do naturalności. Postarajmy się to wypośrodkować.
Przeniosłam spojrzenie na kobietę, która zdecydowanie żyła nie tylko w zaprzeczeniu co do swojego wieku, ale także i urody. Uniosłam złośliwie kąciki warg do góry.
- Cóż, mając monopol na tym maleńkim rynku z pewnością może sobie szanowna pani pozwolić na takie traktowanie klienta. Tam, skąd ja pochodzę byłoby to nie do pomyślenia - rzekłam powoli, starając się z tą złośliwością nie przesadzić po czym zaśmiałam się - I na boga, cóż sprawiło że pomyślała pani, iż jestem ninja?
Ok, zgrywanie głupka zawsze było jakimś wyjsciem z sytuacji. Ale Shu, do cholery, dajcie mi jakąkolwiek wskazówkę gdzie go szukać i znikam stąd czym prędzej. Może jednak trzeba było bardziej pociągnąć za język poszmyraną alkoholem damę aniżeli robić tutaj taki zamieszanie. Człowiek mądry po fakcie, ale może jeszcze nie wszystko stracone.
Offline
Strażnicy
Misja prosta dla Ayanami #16
Sytuacja nabrała trochę bardziej pastelowych barw. Bo odkąd kobieta wyszła z zaplecza pomruki agresji, jakby przycichły a ludzie całkowicie bezwiednie zaczęli szukać sobie innego obiektu zainteresowana, które najczęściej znajdowali w stole, wnętrzu własnej miski, czy nawet w suficie drenowanym wzrokiem tak mocno, jak gdyby wyrosła tam nagle jakaś osobliwa narośl.
Sama kobieta zwana, gdzie niegdzie Panią również zdała się raczej zainteresowana niż zirytowana. Pociągła z fajki i jedynie przyglądała się dziewczynie, gdy ta udzielała swojej odpowiedzi na wyartykułowaną przez i jedynie przez, krótką chwilę można było dostrzec błysk jej w oczach, gdy potwierdziło się, że miała słuszność, co do dedukcji profesji, którą para się Ayanami. Uwagi o monopolu zbyła jedynie szyderczym uśmiechem i machnięciem fajki.
- Dziecko, jak sobie pościelisz tak się wyśpisz.
Offline
Im dłuższa rozmowa z szanowną właścicielką tego przybytku się stawała tym moja twarz nabierała coraz bardziej czerwonych barw, by zaraz moje tatuaże praktycznie zlały się z moimi policzkami. Nie dość, że nie cierpiałam być pouczana to jeszcze czyniło to babsko, do którego nie miałam za grosz szacunku. Mali przedsiębiorcy, małych wiosek. Cholera. Jedyny pub w okolicy i myśli, że ludzi po kątach może rozstawiać. Pięścią miałam ochotę zmyć tę złośliwość i butę z jej ust i w sumie mało brakowało, a bym to zrobiła. Kiedy miałam wrażenie, że już dłużej nie będę w stanie ukrywać swojej złości, a knykcie aż mi bielały od zaciskania pięści szanowna " Pani " straciła mną zainteresowanie i poszła w siną dal z obiektem z kolei mojego zainteresowania. Przeklęłam pod nosem po czym sama wymaszerowałam z przybytku. Tamci jednak stali na zewnątrz. Musiałam ich jakoś ominąć, niezauważona. Jednym susem wskoczyłam na dach budynku i tam przycupnęłam, obserwując rozwód sytuacji
Byłam już spalona - zarówno ja, jak i moja przykrywka. Westchnęłam cicho i zaczęłam rozmyślać. Nie mogłam wrócić do Satoshiego z pustymi rękami, o nie. Kto wpadł na genialny pomysł, żeby od dziecka komuś, cholera, tatuować symbol klanu na twarzy. Co mogło pójść źle? Odpowiedź dostałam własnie teraz. Z tego co zdążyłam się dowiedzieć Inuzuka byli bardziej tropicielami aniżeli szpiegami, ale przecież ninja do jasnej cholery musi się odnaleźć w każdej sytuacji.
I właśnie wtedy gdy rozpaczałam nad strasznym losem moich polików do głowy przyszedł mi pomysł. Ninja musi się odnaleźć w każdej sytuacji. No tak! Przecież jeszcze w akademii nauczyłam się techniki, która pozwalała mi nieco zmienić tożsamość. Pozostało mi tylko wybrać, jaką. W teorii mogłam przybrać postać babsztyla, aczkolwiek jak się rozejdą i zaraz znowu go gdzieś najdzie będzie to co najmniej podejrzane. Mogłam też zmienić się w pannę od akordeonu, udająca zainteresowanie wymienionym miejscem, a także samym Shu. Byłam bardziej skłonna ku temu, jednak sam Shu wydawał się wyżej postawiony aniżeli tamta dziewka na dodatek ostro przesadzająca z trunkami wyskokowymi. Nie byłam pewna, czy w jakikolwiek sposób byłby nią zainteresowany w sposób inny aniżeli o podłożu zawodowym. Mogłam też postawić na pierwotne, męskie instynkty, postać seksownej, zagubionej nieznajomej w skromnych ciuszkach, długich włosach i z wielkim biustem. Niemniej zdawałam sobie sprawę z podejścia tutejszych ludzi do obcych. Nie bardzo wiedziałam co w tej sytuacji zrobić. Miałam jedną szanse i nie mogłam jej spartolić. W sumie dziewczyna z akordeonem nie mówiła o nim per "Shu" tylko po prostu "Shu" i to najwyraźniej on opowiedział jej o tym wszystkim, o czym z kolei ona dzisiaj mi opowiedziała. Raz kozie śmierć. Zeskoczyłam z dachu i schowałam się za śmietnikiem, uważnie obserwując, drogę, którą obrał Shu i to, czy przypadkiem nikogo nie ma w pobliżu. Korzystając z okazji złożyłam szybko pieczęci - pies, dzik, baran.
- Henge no jutsu - szepnęłam i wraz z charakterystycznym dźwiękiem towarzyszącym tej technice zmieniłam się w akordeonistkę, no odejmując tylko woń przetrawionego alkoholu.
Wyprostowałam się i poprawiłam i tak już wylewający się z dekoltu biust, ładnie go eksponując po czym poderwałam sukienkę do góry i pognałam biegiem za Shu, lecz nieco inną ścieżką, chcąc go przegonić, ale tak, aby tego nie zauważył. Z racji tego, że moja szybkość nieco wykraczała poza szybkość zwykłego Kowalskiego szybko mi się to udało i w momencie, gdy nie mógł mnie jeszcze zobaczyć wyszłam na główną ścieżkę, zmierzając w przeciwnym kierunku. Tak, aby na niego wpaść.
[Musisz być zalogowany, aby przeczytać ukrytą wiadomość]
Offline
Strażnicy
Misja prosta dla Ayanami #17
Ayanami tym razem postanowiła pokierować się mniej agresywną taktyką i krok ten ciężko nie uznać za rozsądny. Rozsądnym zachowaniem było również obadanie terenu z pozycji, jakiejś wyższej pozycji, co pozwala o wiele lepiej i szybciej zapoznać się z mankamentami topografii obserwowanego miejsca. Z racji tego, iż nie było ono jakiś gargantuicznych rozmiarów łatwo mogła dostrzec, iż butna kobieta właśnie wchodzi do domu, który na tutejsze standardy mógłby być uznany, za co najmniej wille.
Za to Oma Shu udawał się właśnie uliczką prostopadłą do tej, na której znajdował się bar krokiem dość spacerowym. Zdało się, że przy tej okazji pogwizduje sobie, co sprawiało wrażenie, iż w nastroju jest iście szampańskim. Mijał przy okazji grupkę gówniarzy, z którą wcześniej Ayanami miała styczność. Te pokłoniły mu się grzecznie, na co pozdrowił ich wielkopańskim skinieniem ręki.
Technika transformacji powiodła się zupełnie, co nie było z resztą jakoś specjalnie dziwne, ponieważ była po pierwsze wcześniej wyuczona, a po drugie należała do swoistej podstawy podstaw. Samo wpadnięcie na rzeczonego osobnika, też nie stanowiło jakiegoś piekielnie trudnego zadania w zupełności wystarczyło przejście pomiędzy budynkami, aby znaleźć się tuż za obranym celem. Shu zaczepiony sapnął głośno, jakby był niesamowicie poirytowany, że ktoś nawet przypadkiem wtargnął na jego przestrzeń osobistą, jednak po chwili, gdy się obrócił, jego twarz złagodniała.
- Ach to Ty Mikoto
Ostatnio edytowany przez Straznik 11 (2017-01-02 14:29:53)
Offline
Muszę przyznać, że cała sytuacja stresowała mnie o wiele bardziej niźli mogłabym podejrzewać. W jedynym stanie w jakim widziałam właścicielkę tożsamości, jaką przybrałam to był stan upojenia alkoholowego. Poza tym pozostawała mi tylko improwizacja i strzały w ciemno, jak na dane pytanie mogłaby, jak się własnie dowiedziałam - Mikoto, odpowiadać. jej zachowanie w stosunku do mnie było dość obsceniczne i bardzo naruszało moją przestrzeń osobistą, aczkolwiek nie wiedziałam, czy tak samo zachowywała się jeśli przychodziło jej do obcowania z podwładnym (chyba?) swojej żywicielki. Na razie tylko szerokim uśmiechem wymieszanym z delikatnym zaskoczeniem wynikłym z tak "przypadkowego" spotkania raczyłam Shu.
- Nie widzę żadnego problemu, mała odskocznia od baru mi nie zaszkodzi - odpowiedziałam w końcu miłym tonem - Masz jakieś życzenia w stosunku do repertuaru?
Nie wiedziałam, czy to pytanie było dobre ale na szczęście uratowało mnie odkrycie Shu. Jednak gdy sama zwróciłam głowę w stronę zmasakrowanego truchła psa moja pogodna mina automatycznie zniknęła. Ściągnęłam brwi i w przeciwieństwie do mojego towarzysza, który w tym momencie stał pod drzewem i zwracał zawartość swojego żołądka, podeszłam do znaleziska i kucnęłam przy nim, w ogóle nie myśląc o tym, jak w tym przypadku zachowałaby się Mikoto. Niemniej nie wyglądała na jedną z tych wrażliwych. Przyjrzałam się uważnie psu i skrzywiłam się z niesmakiem. Nie było to dzieło innego, dzikiego zwierzęcia. Było to dzieło innego człowieka, któremu wyraźną radość sprawiło pastwienie się nad pieskiem. Czułam odrazę do niego i samego czynu, jakiego się dopuścił. Bestialstwo. Tylko człowieka stać było na zabijanie z przyjemności. Słowami nie byłam w stanie wyrazić jak bardzo czymś takim gardziłam. Wyciągnęłam dłoń i położyłam ją między uszami czworonoga, delikatnie go głaszcząc.
- Już po wszystkim, biedaku. Już cię nigdy coś takiego nie spotka - wyszeptałam, czując jak łzy napływają mi do oczy po czym jednak wstrzymałam je, potrząsnęłam głową i się podniosłam - Okrucieństwo... - powiedziałam już głośniej, kierując swoje słowa już w kierunku Shu - Jak myślisz, kto mógł coś takiego zrobić?
Wtedy gdybyśmy byli w kreskówce prawdopodobnie nad moją głową zawisłaby jaskrawie świecąca żarówka bowiem nagle mnie oświeciło. Przecież to była idealna okazja, aby nakierować rozmowę na upragnione przeze mnie tory. Musiałabym być kretynem, żeby nie wykorzystać sytuacji, niemniej musiałam rozegrać to bardzo ostrożnie, aby nie wzbudzić podejrzeń.
- Cholera. Ostatnio coraz więcej obcych zjawia się w naszych stronach. Założę się, że to ich sprawka. Przychodzą, pytają o dziwne rzeczy, nawet nie racząc się przedstawić a potem my znajdujemy takie rzeczy - wskazałam teatralnie w kierunku psich zwłok - Jakimś dziwnym trafem zjawia się u nas jakaś obca dziewucha, a chwilę później zakatowany pies na drodze. Jak dla mnie za duży zbieg okoliczności, nie sądzisz?
Wysunięcie oskarżeń w bądź co bądź swoją stronę nie sprawiło mi przyjemności, wręcz ledwo mi przeszło przez gardło, lecz nie dałam tego po sobie znać. Miałam tylko nadzieję, że mój towarzysz lubi ploteczki i chętnie podchwyci temat.
Offline
Strażnicy
Misja prosta dla Ayanami #18
Oma Shu, jakoś zbierał się po żołądkowych ekscesach. Przez chwilę trwał oparty o drzewo dysząc głośno, jakby jeszcze przy okazji wyrzygał pół płuc. Dość nieśpiesznym ruchem ręki sięgnął za pazuchę po jedwabną chusteczkę i otarł usta jednocześnie krzywiąc się z obrzydzenia. Przez chwilę przypatrywał się temu, co na niej zostało być może szukając śladów krwi, czy innej osobliwości, która pozwoliłby mu poczuć w sobie chorobę, a gdy już się napatrzył cisnął ją na ziemię i odwrócił głowę z niesmakiem. Przyglądał się chwilę Ayanami głaskającej psa, po czym zdjął manierkę, którą miał zawieszoną na ramieniu i odkorkowawszy ją przepłukał usta. Widać braku dbałości o higienę nie można było mu odmówić. Powtórzył proces i odwiesił przedmiot koło swego mieczyka, który służył widocznie od parady, bo przy tak mocnym żołądku trudno, by wróżyć mu karierę wszechpotężnego wojownika. A może były to jedynie pozory.
Przez chwilę tępym wzrokiem przyglądał się jeszcze zaistniałej scenie i chyba łezka zakręciła mu się w oku, bo przetarł je rękawem.
- Na takim świecie przyszło nam żyć i chyba nie możemy za bardzo nic na to poradzić.
Offline
Widząc wyciągniętą w moją stronę dłoń Shu delikatnie się uśmiechnęłam i złapałam za nią, by móc się podnieść. Oczywiście moja mina wyrażała nieskończoną wdzięczność, tak jakbym bez jego pomocy nie dała rady tego zrobić. Zdążyłam się już przekonać, że w ten sposób działa męskie ego. Gdy wstałam spuściłam nieśmiało wzrok z nadzieją, że na moich policzkach pojawiły się rumieńce, niemniej chyba aż tak zdolna aktorka ze mnie nie była. Gdy mój towarzysz podjął rozmowę na powrót na niego spojrzałam i pokiwałam głową.
- Również go widziałam, na plaży - rzekłam, przypominając sobie, co mówiła Mikoto - Jednak dzisiaj kręciła się tutaj młoda dziewczyna, również wypytując o te zaginięcia, choć nie aż tak bezpośrednio. Potem zrobiła awanturę w barze i Pani ją przepędziła. Może ze złości wyżyła się na tym biednym stworzeniu.
Westchnęłam i ruszyłam obok Shu, splatając dłonie za plecami. Miał poniekąd nieco racji w swoich słowach, ale nie wierzyłam, że nie da się czegoś zmienić. Sama dopiero zaczynałam doświadczać okrucieństwa czasów, w których przyszło nam żyć, ale byłam pewna, że wszystko może ulec zmianie, że ludzie jednak uczą się na własnych doświadczeniach, a jednostce lubującej się w chaosie nie uda się tego zniszczyć. Zmrużyłam oczy, wpatrując się przed siebie i na chwilę zatopiłam się we własnych myślach.
[Musisz być zalogowany, aby przeczytać ukrytą wiadomość]
Akcept by Ichuza
Taaaak, chakra była bardzo osobliwym zjawiskiem. Można było ją wykorzystać równie dobrze do bycia pożytkiem dla świata, a także jego największym wrzodem na tyłku. Westchnęłam cicho i położyłam dłoń na ramieniu Shu.
- Z tak nihilistycznym podejściem daleko nie zajdziemy, mój drogi. Więcej optymizmu. Zauważyłeś to okrucieństwo i zwróciłeś na nie bardzo dużo uwagi. A czy na co dzień zauważasz to co dobre? Zwracasz uwagę na bawiące się beztrosko dzieciaki? Na młodzieńca pomagającego staruszce zanieść zakupy do domu? Na uśmiechy ludzi do siebie nawzajem? Bez wątpienia przyjemny to dla ciebie widok niemniej nie poświęcasz mu tyle rozmyślań co temu tutaj.
Uśmiechnęłam się do niego szeroko i spojrzałam przed siebie, zabierając dłoń z jego ramienia. Zmrużyłam nieco oczy pod wpływem nieśmiało wychylających się promieni słonecznych zza potężnych chmur. Cholera, prawie całkowicie zapomniałam po co właściwie odstawiam ten cyrk. Przeniosłam wzrok z powrotem na swojego towarzysza, a moje dłonie na powrót splotły się ze sobą za moimi plecami.
- Wydaje mi się, że odpowiedź obojętnie jaka by nie była zawsze przynosi ulgę. To niewiedza i niepewność spędza nam sen z powiek. No bo powiedz mi, Shu, cóż może być tak przerażającego w tym, czego by się nasi goście dowiedzieli? Swoją drogą nie wiedziałam, że masz tak szeroki wachlarz zainteresowań. Muzyka, filozofia, a teraz odpowiedzi na tajemnicze zagadki.
Starałam się by mój głos brzmiał przyjaźnie, aby przypadkiem Shu nie odebrał tego jako drwiny. Jednocześnie nie ryzykowałam ujawnienia swojej własnej niewiedzy na wypadek gdyby Mikoto znała odpowiedzi na te wszystkie tematy, które dręczyły mnie i Satoshiego, a w których mój towarzysz wydawał się być świetnie obeznany.
Ostatnio edytowany przez Ichuza (2017-01-12 17:40:06)
Offline
Strażnicy
Misja prosta dla Ayanmai #19
- Dziewczyna powiadasz.
– Powiedział i przez jego twarz przemknął wyraz refleksji, a później coś na kształt niezadowolenia, jednak po chwili rozmyły się nie pozostawiając po sobie więcej nawet śladu. – Być może ona to zrobiła, kto wie, kto wie. Teraz już pewnie w ogóle nie będzie tutaj spokoju.Offline
Przez chwilę zachowanie Shu wydawało mi się nieco podejrzane, dlatego zmrużyłam delikatnie oczy, przyglądając mu się w uwadze. Byłam przekonana, że wie o wiele więcej aniżeli mówi. Być może była to też tylko gra pozorów. Czyżby tak bardzo cenił sobie spokój swój i mieszkańców, żeby wywodzić w pole ludzi, którzy bądź co bądź są tutaj, aby pomóc. Niemniej skinęłam głową na jego propozycję i dotrzymywałam mu kroku.
- Cóż, wydaje mi się, że to może ich nie zmylić. Przecież wiedzą, że coś się dzieje. Nie wiedzą tylko, dlaczego, co i jak. Niemniej można im podrzucić jakiś fałszywy trop, który jakoś by ich od nas oddalił. Mnie również nie podoba się ich obecność, jednak wydaje mi się, że potrzeba troszkę więcej sprytu aby się ich pozbyć. Zresztą jestem zdania, że sami powinniśmy sobie radzić ze swoimi problemami, a co więcej - każdy powinien pilnować własnego nosa. Wystarczy zachować podstawową ostrożność, a nic nie powinno się stać.
Coś mi nie pasowało. Coś mi bardzo nie pasowało. Po tych wszystkich porażkach - to mi poszło zdecydowanie zbyt gładko. Mogłabym iście narcystycznie stwierdzić, że to mój urok osobisty zwiódł mego towarzysza jednak to by było zbyt piękne. Wolałam nie tracić czujności.
- Z chęcią ci pomogę, jednak uważam, że powinniśmy się wykazać nieco większym sprytem - rzekłam jeszcze, sunąc dłonią po mijanych przez nas pniach drzew.
Teraz już analizowałam Shu pod kątem potencjalnego przeciwnika. Z jednej strony delikatne paniątko wymiotujące na widok truchła psa, a z drugiej mógł się okazać zagrożeniem. Nie wykluczałam jednak faktu, że mogłam to wszystko wyolbrzymiać. Być może jego zamiary były właśnie takie, jakimi je przedstawił. Broń boże nie mogłam podejść do tego lekceważąco. Po raz pierwszy byłam sama. Nie było przy mnie Asuki. I nawet jeśli w walce za wiele mi nie dawał to sam fakt, że był obok działał na mnie kojąco i dodawał mi pewności siebie. Jeśli moje przeczucia okażą się być prawdziwe bałam się, że mogłabym spanikować. Potrząsnęłam głową. Nie. Nie mogłam sobie na to pozwolić. Już nie chodziło o misję do wypełnienia. Chodziło o to, że działo się tutaj coś niedobrego, że ludziom groziło niebezpieczeństwo. A ja chciałam im pomóc bez względu na to czy tego chcieli, czy nie.
Dlaczego do tego cholernego zakątka nie prowadziła normalna ścieżka? - pomyślałam, potykając się o wystający korzeń. Ta suknia była piekielnie niewygodna. Złapałam ja po bokach i nieco podciągnęłam do góry, odsłaniając swoje łydki. A raczej łydki Mikoto. Chciałam mieć nieco więcej swobody ruchu, którą w swoim odzieniu miałam zapewnioną.
- Shu, daleko jeszcze? Wiesz, co się ze mną stanie jak nie wrócę na czas do pracy - powiedziałam w końcu, po dłuższym marszu, gdyż cisza jedynie wzmagała moje nerwy.
Offline
Strażnicy
Misja prosta dla Ayanami #20
Na wspomnienie o właścicielce baru, oraz obowiązkach czekających na Mikoto, które nawiasem mówiąc były chyba właśnie skrupulatnie wypełniane, nie przejął się za bardzo. Widać kwestie, czy artystka ma, co do gara włożyć nie sprawiały, iż nie spał snem sprawiedliwego. No cóż może w swej wielkopańskiej dobroduszności był gotowy zostać sponsorem jej wiktu i opierunku, choć o ile znam wielmożnych tego świata, a znam ich kilku, raczej bym na to nie liczył.
- Jeszcze kawałek
Czym bardziej się zbliżali, tym mocniej było czuć charakterystyczny słodki odór rozkładu i w miarę zbliżania się do celu, tężał on coraz bardziej, co w sposób dość znaczący utrudniało proces oddychania. Oma Shu widać zniesmaczony takim obrotem sprawy wyciągnął chusteczkę i przyłożył, ją sobie do nosa. Nie powiedział nic, ale gdy spojrzał na Ayanami, jego twarz wyrażała nieme niezrozumienie zaistniałej sytuacji. Uszedł jeszcze parę kroków i odchylił liście mięsiste, jakiejś dużej rośliny. Dalej za nimi znajdowała się niewielka polana, którą kalały tylko nieliczne promienie światła z trudem przebijające się przez sploty ciemnozielonej gęstwiny przysłaniające niebo. Znajdowały się tutaj dwa stare zmurszałe kamienne słupy. Upływ lat nie był dla nich łaskawy, a jeden z nich widać nie dość dobrze osadzony znacznie przechył się w prawo. Gdzieś w okolicy odezwały się ochrypły głos ptaka (tak, ten też teraz włącz), po czym przedstawiciele tego samego gatunku zebrane widać w pokaźnej liczbie zaczęły mu wtórować. Ząb czasu nie nadgryzł płaskorzeźb znajdujących się na monumentach. Przedstawiały one jakieś bluźniercze mackowate stwory, które mogła wytworzyć, jedynie jakaś schorzała wyobraźnia. Dalej w głębi stał wykonany z podobnego materiału ołtarz. Panował na nim ożywiony ruch czarnych ptaszysk rodzaju krukowatego, skaczących sobie tu i ówdzie po zwłokach w sporym już stanie rozkładu. Niektóre w tej bezmiernej kotłowaninie czarnych piór rwały trupa na sztuki, jednak nie pożerając, jego mięsa, a upuszczając w jakiś nieokreślonych żadnym wzorem miejscem. Trudno było z tej pozycji określić, jakiej płci jest nieszczęśnik, nad wyraz dokładnie zobaczyć można było gdzie niegdzie kości, które przebijały gnijące ciało, a zapach z niego bijący boleśnie osłabiał nie tylko żołądek, ale też wolę.
Offline
Szłam za Shu pogrążając się w coraz głębszej niepewności. Powoli nawet zbliżającej się do paranoi - do tego stopnia, że spinałam się przy jakimkolwiek gwałtowniejszym ruchu z jego strony. Las przez, który się przedzieraliśmy zdawał się coraz bardziej gęstnieć, odcinając nas od jakichkolwiek dźwięków wioski, które dochodziły do nas jeszcze gdy staliśmy na ścieżce. Aż w końcu wzdłuż kręgosłupa przeszedł mnie jakby prąd. Wyprostowałam się jak struna, gdy do moich nozdrzy dotarł już znajomy mi zapach. Mój towarzysz prawdopodobnie nie zdawał sobie z tego sprawy, lecz mój nos był nieco bardziej wyostrzonym zmysłem, aniżeli u normalnego człowieka. Wiedziałam już, jaki widok mnie czeka, gdy wyjdziemy z tych gąszczy. Przeklinałam się w duchu na każdy możliwy sposób, że mi odbiło gdy postanowiłam wybrać się tutaj sama. Na dodatek bez Asuki. Jednak takiego obrotu sprawy kompletnie się nie spodziewałam. Zastanawiałam się tylko, czy mój towarzysz wie, co znajdziemy w miejscu, którego rzekomo od bardzo dawna nie odwiedzał. Jak na kogoś takiego - trasę pamiętał zdecydowanie za dobrze. Ani razu nie zabłądziliśmy. Ani razu nie zgubił drogi.
Po chwili już miałam uzyskać odpowiedź na to pytanie. Smród stał się tak intensywny, że prawdopodobnie poczułby go ktoś, kto węch prawie utracił. Dla mnie było to tym bardziej nieprzyjemne.
- Co to do cholery za odór? Gdzie ty mnie prowadzisz? - mruknęłam w końcu z nutką zaniepokojenie w głosie.
Podczas mojej ostatniej przygody z szajką porywającą psy znalazłam zwłoki starszego małżeństwa. Co prawda nie były one pierwszej świeżości ale nie wydzielały aż takiego mocnego zapachu. Wtedy się przekonałam, że mój żołądek jest w stanie więcej znieść aniżeli mogłabym się spodziewać. Teraz jednak już czułam jak coś mi się w nim gwałtownie przewraca. Zastanawiałam się też, dlaczego Shu nie jest zaniepokojony faktem, że idę za nim tak ufnie. Przecież każdy normalny człowiek przy pierwszej fali tych zapachów zwątpiłby w celowość tej podróży. A ja dzielnie szłam, przedzierając się przez zarośla jakby umyślnie pakując się do paszczy lwa. Czyżby Mikoto aż tak bardzo ufała temu paniątku?
Kulminacją tego wszystkiego miało być wyjście na tę zapomnianą przez boga i ludzi polanę. Widok był jeszcze bardziej przerażający niż sobie po drodze wyobrażałam. Miałam wrażenie jakbym nagle znalazła się w środku jakiegoś nocnego koszmaru. Stanęłam jak wryta, obejmując wzrokiem ten niepokojący obrazek. Leżące w nieładzie, w różnych stopniach rozkładu ludzkie truchła zdecydowanie w pierwszej kolejności przyciągnęły moją uwagę. Rozdziobujące je kruki nadawały tylko jeszcze bardziej niepokojący akcent całej scenie. Szukały z pewnością czerwi, które w takich napuchniętych, na wpół rozłożonych zwłokach mieściły się bez liku. Zatkałam sobie dłonią usta i nos. Śniadanie, które zjadłam w przybytku u "Pani" zapragnęło wrócić z powrotem do tego świata. Kolana miałam jak z marmuru, nie chciały nawet drgnąć. Przeniosłam wzrok na kamienne słupy, gdyż widok nawet tych wyrzeźbionych potworów z piekła rodem był lepszy aniżeli to, co ujrzałam w pierwszej kolejności. Przymknęłam na chwilę powieki, stając się uspokoić gdyż właśnie zdałam sobie sprawę z tego, że się trzęsę.
- Co do... - wyszeptałam w końcu, odsuwając sobie dłoń od ust, w momencie gdy żołądkowe konwulsje na chwilę zelżały.
Nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć. Shu doskonale sobie zdawał sprawę z tego co tu znajdziemy - bez wątpienia. Dlaczego więc przyprowadził tutaj Mikoto? Czy to on był tym, który odebrał życie tym wszystkim, teraz już bezkształtnym i bez życia, ludziom? Przeniosłam na niego pełen przerażenia wzrok i po prostu w uwadze czekałam na jego kolejny ruch. Czułam, że to jeszcze nie jest dobry czas na to, żeby się zdemaskować.
Offline
Strażnicy
Misja prosta dla Ayanami #21
Być może słusznie młoda Samotniczka domniemywała, że Oma Shu jest winny uśmiercenia tych wszystkich ludzi, których zwłoki zostały rzucone ptaszyskom na żer. Na razie jednak nie wyglądał na zdolnego do odprawiania jakichkolwiek danse macabre, bo stał jedynie i wpatrywał się w ten osobliwy karmik dla ptaków z taką miną, jakby ktoś mu oświadczył, że Mikoto jest rosłym mężczyzną z dorodnym bicepsem.
- Ja nie rozumiem.
Offline
Całe to przedstawienie, które odstawił Shu na chwilę odwrócił moją uwagę od makabrycznych widoków i obserwowałam go z lekko uniesioną ku górze brwią. Cała ta gra aktorska była kompletnie niepotrzebna i zdecydowanie mało wiarygodna. A być może faktycznie miał na tyle wrażliwy żołądek, że jeśli nie jego własne dzieło, to na pewno takie z którym miał wiele wspólnego potrafiło go aż tak sponiewierać. Zmrużyłam oczy, obserwując go i zastanawiałam się, co mu takiego w tej głowie siedzi. Już nie rozdrabniałam się nad tym, jakby Mikoto zareagowała w tej sytuacji. Patrzyłam na nią po prostu okiem kogoś, kto miał tę sprawę rozwiązać. Co więcej - chciałam zrozumieć, dlaczego. Co takiego sprawca chciał tym osiągnąć. Jakie chore myśli, wizje nim zawładnęły. Skąd się to wzięło? Jak to zrobił? Jakim cudem udawało mu się zwodzić Satoshiego? Co więcej nie tylko Satoshiego ale także nos jego i Kuroia. Jakie istniało prawdopodobieństwo, że nie zapuścili się w te okolicę będąc na zwiadach? Że ich węch z pewnością o potężnym zasięgu nie wyczuł tego smrodu? Byłam przekonana, że jeżeli Shu był sprawcą to z pewnością nie wiedział, iż jest on ninja. Chyba, że... W końcu "Pani" coś napomknęła, że była w Airando, poznała członków klanu Inuzuka. Być może zaznajomiła się również z możliwościami naszego Kekkei-Genkai i przekazała te informację Shu.
Gdy tak się zastanawiałam, gorączkując się z myślami nagle dojrzałam gnające w moją stronę ostrze. I tym sposobem moja przykrywka miała spalić na panewce. Albo mogłam nim oberwać, co nieuchronnie prowadziłoby do powrotu do mojej prawdziwej postaci albo mogłam dać popis swoich umiejętności, o których Mikoto zapewne mogła tylko pomarzyć i tym samym dać przeciwnikowi do zrozumienia, że coś jest nie tak. W mojej głowie narodził się plan, mający kupić mi odrobinę czasu i nieco zdezorientować mojego przeciwnika. Tak aby zmniejszyć prawdopodobieństwo jego ucieczki, która wydawała mi się nieunikniona w momencie gdyby Mikoto zmieniła się we mnie i ruszyła do ataku.
Zaczęłam składać dłonie w dobrze znane mi znaki. Baran, dzik, wół, pies, wąż (szybkość składania pieczęci 55). Chciałam zamienić się miejscami z pniem, który dojrzałam w gęstwinie zarośli obok siebie. Gdy już znalazłam się na jego miejscu, zrzuciłam przemianę powracając do swojej postaci. Sięgnęłam do torby po 3 shurikeny i cisnęłam nimi z ukrycia w łydki Shu, mając w zamiarze pozbawić go nieco mobilności (szybkość broni miotanej 40).
Nie chciałam ani go poważnie zranić, ani odbierać mu życia. Chciałam go jedynie unieruchomić i obezwładnić, tak aby móc go doprowadzić do Satoshiego, który z pewnością będzie wiedział co z nim zrobić. Zresztą sama chciałam zadać mu parę pytań i zaspokoić swoją ciekawość. Na szczęście dzięki adrenalinie na moment zapomniałam o otoczeniu i jego obrzydliwych mankamentach.
[Musisz być zalogowany, aby przeczytać ukrytą wiadomość]
Ostatnio edytowany przez Ayanami (2017-01-20 12:01:20)
Offline
Strażnicy
Misja prosta dla Ayanami #22
Shu widać lubił sobie porozmawiać, obojętnie, w jakiej sytuacji się znajdował. Być może, jak większość szlachetnie urodzonych myślał, iż plebejusze, a przynajmniej Ci, których za plebejuszy miał są obowiązani jakimś naturalnym lub też boskim prawem do wysłuchania tego, co on ma do powiedzenia. Można nawet pogratulować mu sprytu, bo taka sztuczka potrafiła rozproszyć wątlejsze umysły, co jak powszechnie wiadomo, podczas walki kończyło się ogólnie rzecz biorąc śmiercią… No w najlepszym wypadku kalectwem. Być może słusznie brał Mikoto za osobę niezbyt rozgarniętą, wszakże wszystko wskazywało na to, że nie dorobiła się w życiu zbyt wiele. Zasadniczy problem był jednak taki, że nie miał do czynienia z kobietą, której praca składała się z rzępolenia na średnio nastrojonym instrumencie.
Zatem nie trudno sobie wyobrazić, że kontrofensywa, która nadeszła tak nagle była dla niego absolutnym zaskoczeniem. W miarę, jak przemawiał swe, jakże zuchwałe słowa oczy rozszerzały mu się ze zdziwienia. Wiedział, co za gesty wykonuje Mikoto i zdawał sobie sprawę, do czego mają służyć. Zaczynał już rozumieć, że powrót na pozycje upatrzone z góry jest już za późno. Rozległo się głośne pfff a Oma Shu zaklął siarczyście w sposób zupełnie nieprzystojący człowiekowi o jego wykształceniu. Teraz wodził wokół bezradnie wzrokiem nie mogąc znaleźć swojej ofiary, choć bóg mi światkiem zależność pomiędzy ściganą a ściganym została nagle zaburzona.
Nawet, jeśli miał planować jeszcze następne posunięcie miał zostać pozbawiony możliwości wykonania go, za pomocą celnego rzutu shurikenami, wymierzonymi w jego nogi. Dostawszy po raz kolejny zaklął, po czym nieoczekiwanie zawył niczym pierwszy raz w życiu ranione zwierze. Chyba nikt nigdy wcześniej nie przyprawił szlachetki o taki ból. Jednak nie ma obawy moi drodzy, wygląda na to, że będzie miał sporo czasu i okazji, by nauczyć się znoszenia takich niedogodności. Legł na trawie, jak długi i szeroki trzymając się ręką za kolano.
- Już dobrze...
Offline
Gdy rzucone przeze mnie shurikeny bezbłędnie trafiły do celu na mojej twarzy zagościł uśmiech. Choć muszę przyznać, że głos w mojej głowie cały czas szeptał, że coś za łatwo mi poszło. Odgoniłam to jednak szybko i już w swojej normalnej postaci wynurzyłam się z zarośli. Nie spuszczałam swojego przeciwnika z oczu, zawsze mógł mieć coś jeszcze w zanadrzu. Ostatnią rzeczą jaką chciałam zrobić, to dać się wziąć z zaskoczenia.
- Chyba nie do końca to przemyślałam...
Mruknęłam do siebie, podchodząc do Shu. Naszła mnie myśl pod tytułem "jak ja go do cholery zatargam do Satoshiego. Wyglądał tak, jakby cierpiał z bólu więc nie było mowy o tym, żeby szedł z ostrzem mojej katany wymierzonym w swoje plecy. Westchnęłam cicho. Przecież nie będę go niosła. Na dobry początek musiałam go nieco bardziej unieruchomić. Zebrałam po drodze młode, giętkie i długie gałązki, które mogłyby spokojnie posłużyć mi za linę. A przynajmniej miałam nadzieję, że dadzą radę.
Przybrałam zaciętą minę i kucnęłam obok zwyrodnialca. Nie patrząc na niego, zaczęłam przeplatać linę między jego nogami, na krzyż, na wysokości kostek. Zawiązałam gałązkę po czym wstałam i obeszłam Shu dookoła. Lekkim kopniakiem przewróciłam go na brzuch i kolanem przygniotłam go w krzyżu. Jednocześnie złapałam za jego ręce i za jego plecami związałam je w nadgarstkach w ten sam sposób co nogi. Wstając, przewróciłam go z powrotem na plecy. Wbiłam w niego wzrok i zaczęłam nerwowo skubać wargę, zastanawiając się, co dalej mam zrobić. Bałam się trochę, że nikt mi nie uwierzy, iż to właśnie on dopuścił się tych wszystkich ohydnych czynów i stał za tymi zniknięciami. W końcu prócz mojego słowa nie miałam żadnego innego dowodu wiążącego go ze sprawą. Na dodatek wśród mieszkańców był dość szanowaną osobistością. Z pewnością stanęliby po jego stronie, a winą obarczyli prawdopodobnie mnie. Nie chciałam i nie mogłam sama podejmować decyzji. Musiałam się skonsultować z Satoshim. Być może zabierzemy go do Airando i tam zajmą się nim władze Samotników. Albo... Nie, nie chciałam o tym myśleć. Choć z drugiej strony los Shu wydawał się tak czy siak być przesądzony.
Nie miałam najmniejszego zamiaru nieść sukinkota, dlatego bez słowa złapałam za jego kołnierz i ciągnąc go po ziemi tak aby był w pozycji półsiedzącej ruszyłam wgłąb lasu drogą, która jak mi się wydawało powinna mnie zaprowadzić na plażę. Moja orientacja w terenie czasem pozostawiała sobie trochę do życzenia, jednak zawsze koniec końców trafiałam na dobrą ścieżkę. Ta podróż jednak dla tego paniątka z pewnością nie będzie należała do najprzyjemniejszych. Szczególnie, że widząc jakiekolwiek świństwo na poszyciu leśnym nie omieszkałam samej zrobić nad nim kroku. Jednak mój więzień tyle szczęścia nie miał.
- Dlaczego to robiłeś? - powiedziałam w końcu po chwilach bardzo długiej ciszy.
Widziałam, że drzewa rosną coraz rzadziej, co znaczyło, że z pewnością zbliżamy się do skraju lasu. Wydawało mi się, że słyszę szum fal, dlatego nie obierałam innego kierunku.
Offline
Strażnicy
Misja prosta dla Ayanami #23
Eskortowany nie był zbytnio zadowolony z obecnej sytuacji widocznie nie był zwyczajny do komfortów zaserwowanych przez młodą Samotniczkę. Choć los swój przyjął z godnością, bo dał się związać bez oporów i podłych sztuczek nożowniczych, jego obecne zachowanie z godną postawą miało mało wspólnego. Siłą rzeczy a może tak właściwie siłą pociągu podczas podróży przez leśne ostępy, od czasu do czasu musiał trafić na jakiś wybój lub korzeń a turbując się o niego jęczał niemiłosiernie, jakby, co najmniej łamano go kołem, czy oprawiono w jakiś inny fachowy sposób.
Trochę klął, czasami szarpnął się to w jedną to w drugą stronę, ale ostatecznie zdając sobie sprawę, że nic się tym nie zdziała, odeszła mu ochota na dąsy. Na jego twarzy pojawiło się uczucie dojmującej ulgi, gdy odczuł świeżą bryzę ciągnącą od strony fal morskich, pewnie dla tego, iż szorować będzie musiał teraz tylko po piasku a nie innych nierównościach terenu, które znienacka narażały go na szwank. Zrobił się też, jakiś bardziej rozmowny.
- Dla czego dziewucho? Oczywiście, że dla wiedzy.
Ostatnio edytowany przez Straznik 11 (2017-01-24 12:50:10)
Offline
Słysząc odpowiedź na swoje pytanie z każdym kolejnym słowem Shu coraz bardziej czerwieniałam ze złości. Zatrzymałam się na moment, puściłam jego kołnierz i okrążyłam go bez słowa. Nachyliłam się nad nim i złapałam go za koszulę z przodu, zbliżając swoją twarz do jego.
- Jeżeli myślisz, że cokolwiek co mi zaoferujesz mnie przekupi, jesteś w błędzie - syknęłam - Wystarczającym powodem dla mnie, żeby zabić cię tu i teraz jest sam fakt, że z zimną krwią odbierałeś niewinnym ludziom życie. Na dodatek na rzecz jakiegoś chorego wyobrażenia o porządku wszechświata. Jesteś żałosny i nic nie warty. Jednak odbierając tobie to nędzne życie stałabym się dokładnie taka sama. Dlatego naciesz się nim. Naciesz się resztkami godności, jakie ci pozostały. A uwierz mi, jest tego niewiele.
Zmierzyłam go jeszcze chłodnym wzrokiem po czym odsunęłam się i wróciłam na swoje miejsce. Miałam ochotę zdzielić go z całej siły, sprawić żeby poczuł choćby namiastkę bólu, jaki zadał innym. Jednak opanowałam się w ostatniej chwili. Bezcelowe krzywdzenie kogoś, z zimną krwią... Nie, to nie było w moim stylu.
Z powrotem ciągnąc go za kołnierz dotarłam w końcu na skraj lasu. Czekała nas jeszcze ostra górka, parę wystających konarów, przez które nie omieszkałam nędznika przeciągnąć i znaleźliśmy się na plaży. Nawet nieco bliżej niż się spodziewałam. Na horyzoncie już widziałam chatkę Satoshiego. Nim na dobre się do niej zbliżyłam znalazł się przy mnie Kuroi. Troszkę się zdziwiłam, że nie Asuka. Czyżby dalej był obrażony? Cóż na obecną chwilę miałam nieco ważniejszą rzecz do zrobienia niż próba udobruchania go.
- Zaraz ci wyjaśnię, co to za robak. Najpierw jednak muszę porozmawiać z Satoshim. Przypilnuj go dla mnie. Jakby cię denerwował - gryź śmiało - zwróciłam się do Kuroia z nutką rozbawienia w głosie - A za smród przepraszam. Obiecuję, że pogłaskam Cię dopiero po kąpieli.
Zaśmiałam się jeszcze i zostawiłam Shu z czarnym psem, kilka metrów od chatki. Sama zaś puściłam się do niej biegiem. Nie widziałam nigdzie w pobliżu jej właściciela, co oznaczało, że musi być w środku. Wbiegłam tam, z wypiekami na policzkach.
- Satoshi, mam go. Mam gnoja, która stoi za tymi zniknięciami - wydusiłam na wstępie po czym obdarzyłam swojego towarzysza pełnym dumy z siebie spojrzeniem i zaczęłam mu opowiadać całą historie od momentu, gdy wyruszyłam na zwiady.
Z pewnością moja opowieść była dość chaotyczna, gdyż dopiero w miarę opowiadania uderzały we mnie wszystkie emocje, ze zdwojoną siłą. Byłam z siebie dumna. Ale jednocześnie sprawiało to, że robiłam się coraz bardziej rozgorączkowana.
- Nie wiem, co z nim zrobimy, Satoshi - dodałam na koniec - To szlachcic, paniątko. Nie mamy żadnych dowodów prócz mojego słowa, a wątpię by ono w tym cholernym, zaściankowym miejscu w jakikolwiek sposób się liczyło. Mogę cię zaprowadzić do tego makabrycznego miejsca, ale prócz trupów i tego okropnego ołtarza nic więcej tam nie ma. Nie chcę, żeby mu to uszło na sucho...
Offline
Strażnicy
Misja prosta dla Ayanmi #24
Theme
Satoshi widać zmęczył się poważnie czekaniem na, jakieś wyniki, bo wywlókł na ganek leżankę i tam zażywał dobroci wycieczki do krainy sennych marzeń. Śniło mu się widać coś przyjemnego, bo od czasu do czasu zjawiał się na jego twarzy delikatny uśmiech. Wyrwany nagle ze snu przybyciem młodej Samotniczki początkowo wyglądał, jakby nie mógł skonstatować, co się dzieje. Przeciągnął się a następnie ziewnął przeciągle zakrywając ustaw wierzchem dłoni.
- Cholera taki miałem ładny sen. – Mruknął pod nosem, po czym usiadł na miejscu spoczynku. Przeciągnął się i przeciągle ziewnął zakrywając usta dłonią. Później sięgnął po paczkę papierosów i słuchał uważnie wyciągając miękkiej paczki, sztukę po sztuce słuchając chaotycznej opowieści.
- Musiał mu ktoś pomagać
Offline
Patrzyłam z rozbawieniem, jak Kuroi wlecze mężczyznę aż na ganek. Musiałam przyznać, że mimo tej delikatnej brutalności miałam z tego trochę satysfakcji. Jednocześnie po słowach skurczybyka żałowałam, że sama tak łagodnie go potraktowałam. W końcu jakaś złamana kość pewnie nie zrobiłaby mu różnicy.
W momencie, kiedy Oma nazwał mnie smarkulą z głębi chatki wyłonił się Asuka. Na jego widok od razu poczułam w sercu ulgę i ciepło, a na mojej twarzy zagościł uśmiech. Tęskniłam za nim, mimo że nie było mnie co najwyżej parę godzin. Podszedł wolnym krokiem do związanego mężczyzny i kłapnął mu zębami kilka centymetrów od twarzy, powarkując cicho po czym podszedł do mnie i wsunął pysk pod moją dłoń. Martwił się. A moja historia pewnie na dodatek go zaniepokoiła.
- Wiem, kto mógł mu pomagać - odezwałam się na wzmiankę o wspólniku - Znaczy to tylko przypuszczenie. To cholerne babsko. Właścicielka tego pożal się boże pubu. Od razu rozpoznała, że jestem z klanu Inuzuka. Mogła też wiedzieć, że jesteśmy sensorami. Jak na wielką panią z malej wioski wiedziała zbyt dużo. Od razu wydało mi się to podejrzane. - odwróciłam się do mężczyzny i syknęłam - Ona ci pomagała, prawda?
Spojrzałam z powrotem na swojego towarzysza, który najwyraźniej gorączkowo zastanawiał się, co zrobić z delikwentem. Już chciałam mu tłumaczyć, jak bardzo bezsensownym jest oczekiwanie na to, czy będą kolejne zniknięcia. On był z pewnością winny, a to czy miał wspólnika dało się określić w o wiele szybszy sposób. Jednak mina Satoshiego zdradziła mi o wiele więcej. Pokręciłam gwałtownie głową, chcąc mu zaprzeczyć, wybić z głowy samosąd. Mijał się z moją moralnością. Niemniej zaczęło do mnie docierać, że prawdopodobnie nie ma innego wyjścia. Przecież sama się przed chwilą nad tym zastanawiałam. Jak niby moglibyśmy udowodnić mu winę? To szanowany w szerokim towarzystwie człowiek, dość wysoko postawiony. Któż by nam uwierzył?
Milczałam. Ledwie do mnie docierało, co mówi Satoshi i fakt, że wcisnął mi Ryo w dłonie. W mojej głowie toczyła się zażarta bitwa między tym, co powinnam zrobić, a tym co chciałabym zrobić. Otrzeźwiałam nieco, gdy Asuka zaczął ciągnąć rąbek mojego ubrania.
- Chodź, mała. Mają rację, nie powinnaś tego oglądać.
- Nie - powiedziałam krótko, wyrywając mu się - Cokolwiek zrobisz, chcę to zobaczyć. Nie mogę wiecznie zachowywać się jak dziecko, udając że jeśli ja nie zrobię nic złego to nikt inny tego nie zrobi. Wyciągnij z niego, kto był wspólnikiem. Potem zrób z nim co uważasz za słuszne. Tylko mnie nie odprawiaj. Jeśli każdy będzie mnie tak traktował nigdy nie przejrzę na oczy. Właśnie o tym mówiła Mito. Nie mogę być zabeczanym bachorem, który zaprzecza istnieniu brutalności na tym świecie.
Spojrzałam na Satoshiego twardym wzrokiem, czekając na jego odpowiedź.
Offline
Strażnicy
Misja prosta dla Ayanmi #25
Oma Shu widać nie miał ochoty na pokojową współpracę z organami ścigania, gdyż jedyną, aczkolwiek bardzo treściwą odpowiedzią z jego strony był paskudny uśmiech i splunięcie na piasek plaży. Najwyraźniej wiedząc już, że jest potrzebny żywy nabrał nieco rezonu, który teraz ordynarnie demonstrował. Jakże człowieka potrafi podbudować wiara, iż nie tylko wykpi się od najwyższego wymiaru kary, ale też pohańbi swoich prześladowców.
Satoshi trochę się zmarszczył. W jego założeniach, co do dalszego przebiegu zdarzeń, chyba nie przewidywał możliwości kategorycznej odmowy wykonania polecenia. Ten nieprzewidziany obrót zdarzeń, jednak nie napełnił, go żadną zimną wściekłością, nie rzucał się, nie ciskał, nie wyzywał. Patrząc na dziewczynę podniósł jedynie ruchem wolnym podniósł papierosa do ust i przecząco pokręcił głową, tak jakby jednocześnie chciał wyrazić niedowierzanie i niezgodę w jednym. Diametralna odmiana zaszła jednak, gdy padło imię, które widocznie padać nie powinno, gdyż Kuroi, aż szarpnął się nerwowo.
- Zły autorytet – podobnie, jak pan pokręcił głową i zbliżył się trochę.
Starszemu Inuzuce, oczy mimowolnie rozszerzyły się, jakby przekazano mu, jakąś informację, której zupełnie się nie spodziewał. Później zaskoczenie ustąpiło mieszaninie wyraźnego niezadowolenia, które objawiło się wykrzywionymi ustami.
- Pieprzony kwiatuszek.
Uważam naszą małą przygodę za skończoną. Dziękuję za przednią zabawę
Offline
Przez chwilę stałam jak wryta. Zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć Satoshiemu ten zdążył już zniknąć w drzwiach chatki. Spojrzałam tylko na Kuroia i jego słowa tylko skwitowałam kiwnięciem głowy.
- Ja już nic nie wiem - mruknęłam do Asuki i gdy ten się do mnie przysunął, usiadłam na jego grzbiecie - Gdy tylko zaczyna mi się wydawać, że obrałam dobry kierunek nagle okazuje się, że wcale tak nie jest i muszę zawracać.
- Od początku ci mówiłem, że nie powinnaś nic w sobie zmieniać. W całej swojej niewinności i wstrętu do przemocy, gdy nie jest ona koniecznością jesteś sobą. Nigdy jeszcze w swoim długim życiu nie widziałem kogoś tak wrażliwego jak ty.
- To chyba nie jest komplement - prychnęłam - Nie wiem, czy jest to pożądana cecha w obecnych czasach.
- Jest - przerwał mi - Dla mnie zawsze byłaś jaśniejącym w mroku światełkiem, którego za wszelką cenę trzeba było bronić, żeby tylko nie zgasło.
Nic już nie odpowiedziałam tylko zrobiłam głupią minę i przyłożyłam policzek do jego futra. Jego słowa nie stanowiły dla mnie w żaden sposób pociechy.
zt -> port
Offline