Event Master
Jun’ichirō Sabaku spojrzał na Akio, który wciąż powtarzał jak mantrę swój rozkaz o ujawnienie swoich umiejętności. Westchnął cicho, poprawiając grzywkę z włosów opadających na czoło by chwilę później wypuścić z rękawów kilka gramów piasku, które uformowały się w miniaturową replikę pałacu. Jego towarzysz przyłączył się do pokazu, obudowując piaskiem mur, dookoła małej konstrukcji.
- Proszę bardzo Namikaze. Mam nadzieję, że to dla Ciebie wystarczające więc pozwól wrócić wszystkim do tematu rozmowy. - odezwał się lider Sabaku. - Moim zdaniem ten świstek może być podrobiony a przemowa pana Mikuniego, pięknie przygotowaną historyjką. - Mimo, że z początku jego reakcja na raport była nieprzychylna dla Samotników, bo krótkim przeanalizowaniu w głowie za i przeciw, postanowił dalej wspierać organizację. - Dowód podparty jest badaniami człowieka reprezentującego Wyrzutków, co za tym idzie wrogów ninja z Airando, więc z góry można założyć brak obiektywizmu. Nasz niespodziewany gość, który opowiada się za klanem Hyuuga został wywołany przez Wyrzutka, tak więc z daleka czuć to konspirację. Osobiście nie akceptuje tego raportu i uważam za sfałszowany. Samotnicy nadal mają moje poparcie.
- Za to ja domagam się powtórzenia badań przez neutralnego medyka - wyskoczył Hideki Nara, ponownie uderzając dłońmi w stół - Jeżeli lider Samotników nie ma nic do ukrycia to pozwoli na przebadanie się i pozostanie na terenie kraju do momentu uzyskania wyników. Brak zgody oznaczać będzie przyznanie się do winy i ucieczkę przed prawdą. Nie odpuszczę tego przez oskarżenia rzucane w moją stronę i jeżeli będzie trzeba to przytrzymam siłą!
- Przestań się odgrażać Nara - do rozmowy dołączyła się Kiyoko Senju - A Ty Namikaze przestań już z tymi swoimi dowodami na przynależność. Proszę bardzo o to moje oraz mojej towarzyszki potwierdzenie - obie przyłożyły dłonie do stołu a tuż przed nimi wyrosły dwa drzewka bonsai - mam nadzieję, że to Ci wystarczy i pozwoli zakończyć męczenie nas tym tematem. W każdym razie jestem w tej chwili między młotem a kowadłem. Rację mogą mieć zarówno Sabaku oraz... z bólem serca to mówię, Nara. Muszę także przyznać, że ponowienie badań, również wydaje mi się całkiem logicznym rozwiązaniem, jeżeli szanowny Hoan jest w stanie zorganizować wyszkolonego medyka.
- Przychylam się do wypowiedzi Senju - mruknął Shigeru Ayatsuri
- Dobrze więc, jeżeli Kaguya Keisuke nie ma nic przeciwko i nie ma zamiaru stawiać oporu w tej sprawie, poślę człowieka do najlepszej placówki medycznej w tym kraju. Jeżeli jednak Twoje zamiary są inne, to lekarz niewątpliwe przyda się w tym budynku. Czy pozostali Daimyo popierają mój wybór? - Wszyscy kiwnęli głową na znak zgody, jedynie Daimyo kraju Wody wstrzymał się od głosu, mając nietęgą minę. Nie znał całej prawdy i nie wiedział co wyjdzie lecz obawiał się, że Keisuke może być winnym. Miał i tak dużo problemów z Samotnikami przez ostatni czas i kolejny do rozwikłania nie budził w nim optymizmu.
Offline
- Jeżeli przedstawicie dowód, który świadczyłby o tym, że wasza organizacja nie jest temu winna, wtedy myślę, że wszelkie oskarżenia w tej sprawie zniknął. Jak się przyjemnie złożyło, akurat jest taka możliwość, by wszyscy mogli na własne oczy sprawdzić prawdziwość raportu przekazanego przez grupę Wyrzutków. - Skierowałem słowa me w kierunku Keisuke, a także kompana z którym przybył na to spotkanie. Jak na stronę, która niby jest niewinna, strasznie dużo problemów sprawiają, co zaczęło mnie irytować. - Pytasz o chęć wymierzenia sprawiedliwości. Czyż nie po to, po części, przybyliśmy tu wszyscy? By poukładać sprawy związane z wydarzeniami na przestrzeni kilku lat? Bo raczej nie jest to banalna rozmowa o pierdołach, przy filiżance kawy. - Dodałem nim Lord Ziemi zdążył zabrać głos. Mógł się ze mną zgodzić lub nie, ale tak wyglądała sytuacja.
Koharo Seki, który określa siebie samego członkiem Hyuuga, mimo że nim nie jest, jasno określił, że jest gotów poświęcić się dla dobra sprawy. Skoro wyrzutek nie wykazuje żadnej dezaprobaty do zdradzania sekretów jakie skrywa jego głowa, to nie widzę sensu ciągnięcia tej szopki. Pozycja nie ma tutaj nic do rzeczy, obie strony mają swoje sekrety których nie chcą wyciągnąć na światło dzienne. Problemem był jedynie sam zabieg, który jak wyjaśnił Mikuni nie trwa krótko. Nie jestem jeszcze medycznym guru, a moja wiedza jest niewiele większa od przeciętnego człowieka, który choć raz miał okazję leczyć, dlatego nie mogę zaprzeczyć, że poczułem się trochę niezadowolony, co potwierdziło moje ciche syknięcie. Pozostawała jeszcze kwestia lidera Namikaze...
Wyciągnąłem dłoń przed siebie, a po chwili na stole pojawiła się bryła czerwonego kryształu, która miała dać jasną odpowiedź Akio Namikaze, uporczywie chcącego potwierdzić, że każdy z nas zebrany tutaj jest tym, za kogo się podaje.
- Tonący brzytwy się chwyta? Możesz określić kto jest tym nieszczęśnikiem? Bo mam wrażenie, że Twoją jedyną specjalnością jest rzucanie ogólników i pompatycznych przemów, które może i zadziałały by na prosty lud. Uważam, że to co mamy przed oczami w postaci raportu i fragmentu kości nie jest niczym tandetnym, a już na pewno was nie pogrążą. Wasza lojalność zrobiła to za was, co zostało już zaznaczone, że warta jest tyle co zachcianka lidera. - Zrobiłem krótką przerwę, by objąć okiem pozostałych tu zgromadzonych. - Nie przeczę, że nasz świat tak nie funkcjonuje. Decyzje w sprawie polityki i rozwoju klanu zależą w głównej mierze od przywódcy. Kogoś kto zmienia strony tak często jak tylko o tym pomyśli, należy traktować poważnie, ale z tego względu że w każdej chwili może wbić nóż w plecy. I osobiście uważam, że Samotnicy próbują porządnie namieszać gdyż, jak to zostało powiedziane na początku, chwytają się każdego możliwego sposoby by wyjść z twarzą, co z kolei jest trochę za późno. - Skończyłem.
[Musisz być zalogowany, aby przeczytać ukrytą wiadomość]
Offline
Event Master
b
Daimyo Ziemi powstał z krzesła tuż po wypowiedzi lidera klanu Kiyoshi. Wyprostowany, z wymalowaną dumą na twarzy, kiwnął głową, obejmując wzrokiem wszystkich zgromadzonych.
- Czas abyśmy wzięli głos w tej sprawy. Póki co siedzimy cicho i jedynie przyglądamy się całemu zajściu, gdy tymczasem dotyczy to naszych krajów. Klany same w sobie nie są nam podległe i rzec można, że funkcjonują autonomicznie, jednakże zajmują tereny naszych ziem, dostają zlecenia od naszych ludzi, z naszych pieniędzy. Za to wszystko, oni odwdzięczają się swoim wsparciem, ochroną i lojalnością. Nie możemy ingerować w sprawy wewnętrzne klanów i organizacji, bo to nie nasza bajka ale to co wydarzyło się w Enko i rozmowa, którą w tej chwili prowadzimy, jest jednym z powodów dla których zebrali się tu wszyscy najważniejsi ludzi tego świata. To automatycznie oznacza, że sprawa zamachu oraz morderstwa, otrzymała status międzynarodowego i my Daymio możemy zadecydować o jej losie. Klany mogą się nie zgodzić, stawiać sprzeciwy i grozić, jednakże taka postawa może spowodować pozbawienia owych społeczności ziem i wszelkich innych dóbr zyskanych na ziemiach przynależących do naszego kraju. Tak więc dochodząc do sedna sprawy po uprzednim wysłuchaniu słów Kiyoshi Suoha i mam nadzieję, że za zgodą szanownego Hoana, wprowadzam ultimatum, które zostanie poddane głosowaniu przez samych lordów feudalnych. Brzmi więc ono w ten sposób; "Kagyua Keisuke oraz jego towarzysz, muszą pozostać na terenie pałacu lorda Hoana, do czasu przybycia medyka, wykonania przez niego należytych badań oraz otrzymania wyników, będąc pod czujną obserwacją. Jeżeli warunki te nie zostaną spełnione a Samotnicy opuszczą przypisane in miejsce, zostaną oficjalnie uznani za winnych oraz pozbawieni praw do posiadania ziem na terenie kraju wody".
- To chyba jakiejś szaleństwo?! Nie będziecie decydować o moich kraju i organizacji, która ją zamieszkuje?! - Wystrzelił z oburzeniem Daymio Wody
- Uspokój się, to sprawa międzynarodowa a nie państwowa, więc wykracza to po za twoją własną opinię i władzę. Jeżeli chcesz, możemy uznać, że twój głos wart jest dwóch dla pocieszenia. Przychylam się do słów Daimyo Ziemi i akceptuje rozpoczęcie głosowania w tej sprawie. Dość mam przepychanek w tym temacie, gdy w powietrzu wisi jeszcze kilka tematów do rozmów oraz rozważenie działań co do zaistniałej sytuacji na początku zebrania. Rozumiem, że Daimyo Ziemi oddaje swój głos za wprowadzeniem ultimatum a Daimyo Wody przeciw. Jak obiecałem, otrzymasz swój podwójny głos gdy ja tym czasem wesprę zdanie pierwszego. Mamy więc remis i oczekuję werdyktu pozostałych.
- Przychylam się do zdania Daymio Ziemi. Oddaję swój głos - Rzekł Lord Ognia
- Po tym wszystkim co się wydarzyło i czego sam byłem świadkiem, również posyłam swój głos jak poprzednik. - Zareagował Lord Kraju Pioruna
- To chyba oczywiste, że po stratach jakie nam zafundowano, chcemy mieć pewność czy to Samotnicy są wszystkiemu winni. Oddaje głos na ultimatum. - Tu oczywiście odezwał się Lord Wiatru.
- Żebym o własnym kraju nie mógł zadecydować tak jak powinienem?! To chyba jakieś nieporozumienie?! Rozumiem, że chcecie ich tu przytrzymywać ale żeby postawić mnie przed faktem dokonanym?
- Przestań biadolić Daimyo wody bo jeszcze uznamy Cię za wspólnika i zostaniesz zdegradowany ze swojego stanowiska oraz postawiony przed sąd! Mam jednak nadzieję, że tak nie jest i sama decyzja o ultimatum nie jest dla Ciebie tak bolesna jak po prostu fakt, że zostałeś przegłosowany.
Daimyo Wody, schował twarz w dłoniach, oddychając głęboko jakby w poszukiwaniu spokoju. Wszystkie oczy ponownie skierowany się wprost na Keisuke, oczekując podjęcia przez niego kolejnej decyzji. Czy pokornie przyjmie warunki jakie zostały przegłosowane czy dojdzie do buntu?
- Dobrze więc, skoro wszystko zostało ustalone, powinniśmy przejść do kolejnej części rozmów. Jak widzę, nie ma sensu ustalać kto kogo popiera bo wszystko to zmienia się jak w kalejdoskopie więc odpuścimy sobie to. Same obserwację w tej chwili wystarczą. Nie podoba mi również fakt, że ciężki zdobyć informacje na temat niektórych klanów. To jednak nie mój problem i o tym możecie porozmawiać później osobiście z Daimyo. Mam jeszcze jedną sprawę ale najpierw zapytam zgromadzonych czy ktoś chce jeszcze poruszyć coś istotnego?
Offline
W niezręcznej ciszy, jaka zapadła po pytaniu "Daimyo Księżyca", chrząknięcie Rekina było tak na miejscu jak wesoło pijany wujek Janusz na stypie po babci. Miał lekkie wrażenie, że Sasaki nie mówił do niego, ale jako, że nikt nie zaszczycił pytania odpowiedzią, rybi ninja uznał to za swoją szansę.
- Ekhm... ja może nie poruszę żadnej wielkiej kwestii, a jedynie doprecyzuję, bo widzę, że stworzyłem błędne wrażenie. Niektórzy najwyraźniej mają problem z odróżnieniem koligacji politycznych i prywatnych. Służę pomocą.
To powiedziawszy, Koharō wyłonił się ze swojego kąta, poklepał przyjaźnie Mikuniego po ramieniu, po czym opuścił "obóz" Wyrzutków, idąc wokół stołu w kierunku ludzi wypowiadających się jako ostatni - Daimyo.
- O ile dobrze rozumiem brak wiary w słowa człowieka nieznanego, tak zamykanie oczu na fakty uważam za smutny obraz. Niektórzy tutaj wyrażali się na mój temat, jakby mówili o anonimowym pionku w rękach przeciwników Kraju Wody, czy tam Samotników. Nie obchodzi mnie specjalnie, jakie wnioski wyciągniecie z tego, co powiem i co powiedziałem, ale wiedza nabyta na podstawie otrzymanych danych to wyraz ludzkiego rozgarnięcia, by nie powiedzieć - tu zwrócił wzrok już bezpośrednio na lidera Sabaku, i nie był to wzrok pełen szacunku - kompetencji. Bądź ich braku, bo jeszcze nie widziałem, żeby ktoś uznał dowód za spreparowany, nawet nie zaszczycając go analizą. Żeby jednak pozwolić wszystkim zgromadzonym odebrać właściwe sygnały...
... jego wędrówka zakończyła się w rejonach Daimyo Ziemi, gdzie białowłosy ninja wyprostował się, jakby trzymał wartę.
-... powtórzę i nieco wyklaruję swoją przynależność. Jestem, po pierwsze i przede wszystkim, mieszkańcem Tsuchi no Kuni i dobro mojego kraju stoi w mojej hierarchii wartości na pierwszym miejscu. Po drugie, jestem przedstawicielem klanu Hyuuga, choć na pewno nie rangi tak wysokiej, by reprezentować mój klan na zebraniu, w którym właśnie uczestniczę. Ktokolwiek wątpi w te dwa fakty... prawdopodobnie przysypiał na turnieju w Enko, gdyż reprezentowałem Kokkai wraz z nieżyjącym Daikim Hyuuga. Podtrzymuję jednak to, co powiedziałem - jestem skłonny zgodzić się na wszelkie niezbędne procedury przesłuchania by dowieść swojej racji oraz poczytalności. Jeśli Keisuke Kaguya ma taką samą wiarę w swoje racje, przesłuchanie jest tym bardziej oczywistym zabiegiem rozwiania wszelkich wątpliwości.
[Musisz być zalogowany, aby przeczytać ukrytą wiadomość]
Ostatnio edytowany przez Koharō (2019-08-11 21:31:12)
Offline
Widzieliście kiedyś biały szkwał? Ocean, który jest względnie spokojny, nagle burzy się a masa wody pędzonej wichrem silnym przygniata wszystko w naturalistycznym szale, który nie zna pojęcia litości. Nawet ktoś niebędący na tyle światły mógłby, łatwo pojąć tę ideę obserwując, co się działo na tym zebraniu. Rozumiałem nawet to ja, tak ubogi w doświadczenia marynistyczne. Zdawało się już, że cały raport przeminie bez echa, kiedy już wszystkie głosy wybrzmiały. Zdawałoby się, że to impas, tak zwyczajnie prozaiczny, jak rybacy ronijscy, wyciągający sieci z wody. Każdy coś rzekł, konkluzji nie znaleziono. Cóż można było rzec na to wszystko? To samo, co człowiekowi, który zaraził się syfilisem podczas wizyty w bordelu. Znaczy się spytać się uprzejmie, czy spodziewał się czegoś innego.
Ja otóż się nie spodziewałem i stan ten szczególnie mi nie przeszkadzał, ot cel został osiągnięty. Na ukrytą w cieniu tajemnicę wszeteczną wreszcie padł słońca promień i wszyscy mogli przekonać się, jaka jest prawda. Znaczy bardziej postarać się uwierzyć, czy taka jest w rzeczywistości, jakkolwiek abstrakcyjnie to brzmi… Jednak wiatr nagle zawiał i to chyba wypowiedź Lidera Kyoshi była jego pierwszym uderzeniem.
Niespodziewanym było dla mnie, że oto postępek, którego się dopuścimy, wywoła reakcję tak gwałtowną. To, co miało być suchym sprawozdaniem, nagle przeistoczyło się w temat, który rozszalał się nie tylko po właścicielach kunai, ale ku zgrozie Airlando, również wśród Damyo. Byłem ciekawy, czy te wieprze tłuste, które przez całe życie nie umazały się w błocie robaczej egzystencji, tak naprawdę traktowali sprawę poważnie. Czy może była, to tylko kolejna gra być może niewarta nawet świeczki, która ubarwiała ich egzystencję, pokolorowaną na szaro luksusami. Nie mniej Damyo ziemi wydawał się oburzony, co też dobrze rokowało na cel pierwotny, który był założony przy sporządzeniu raportu.
Ze stoickim spokojem zniosłem poklepywanie po ramieniu, obdarzając tylko Rybiego Ninje zmęczonym spojrzeniem. Osobiście nie podzielałem jego nader optymistycznej wiary, że można nakłaść do niektórych pustych głów, że faktycznie jest przedstawicielem Hyuuga. Ludzie zbyt mało rzeczy poddawali obróbce umysłowej, skupiając się tylko, na tym, co widzą… Później opisują, to głośno wygłaszając, jak imperatyw. Wzrok jednak ten był bardzo selektywny, jak było widać, na obrazku załączonym. Nie wiem, czy Yoshimaru postrzegał sytuację tak samo, ale jego milczenie zdało mi się niepokojące. Niepokojące, bo zmuszało mnie do dalszego obrzucania się słowami, kiedy w tej sprawie czas na słowa już dawno się skończył. Potrzeba było woli działania.
— Przegrywamy wojnę?
Potem Wilczyca, nabrzmiała od płodu
Żądz wszelkich, mimo że chuda i sucha,
Sprawczyni nieszczęść mnogiego narodu,
Swoim widokiem zgnębiła mi ducha
Offline
Samotnik [Kaguya]
Spoglądałem na całą salę dokładnie analizując każde słowo wypowiedziane przez tutejszych zgromadzonych. Czułem, że powoli moja misja tutaj się kończy. Kończyły mi się argumenty, ja zaś sam czułem że przegrywam swoją bitwę na argumenty. Wziąłem głęboki oddech, zamknąłem na chwilę oczy zdając sobie sprawę iż będę musiał podjąć bardzo ważną decyzję dotyczącą przyszłości samotników: '' Keisuke Kaguya, ten który pogrążył Organizację ". Nie chciałem o tym za bardzo myśleć, ba! Nie chciałem dopuścić do takiej sytuacji. Niestety, moje aktualne położenie nie daje mi takiej swobody manewru jak na samym początku dyskusji. Wziąłem kolejny wdech który popiłem wodą, wstałem i skierowałem swoje oko wpierw na Mikuniego: - Wojna, która aktualnie trwa jest toczona od kilku lat, nie my byliśmy agresorami, zaś wszystko zaczęło się od poczynań waszego Szanownego Lidera. Zresztą, ciekawe słyszeć o zabijaniu ludzi przez lekarza. - Tu zrobiłem chwilę przerwy, aby następnie pogrążyć swoją osobę i resztę samotników: - Cóż moi drodzy, widzę że nie ma sensu dalej ciągnąć tej szopki. Wpierw mimo to chce podziękować przedstawicielowi Sabaku że postanowił zaufać mi w kwestii Zabójstwa Hyuuga. Zaraz prosiłbym o wybaczenie, bo zaufanie mi w tej kwestii było błędem. - Ponownie zrobiłem przerwę tym razem kierując się do Lordów Feudalnych: - Z całym szacunkiem, jednakże jesteście śmieszni wydając takie oświadczenie grożąc przy okazji Feudałowi mojego kraju. Chce dodać tylko, że Lord nie miał nic wspólnego z całym tym przedstawieniem, które odegraliśmy w Enko. - Na końcu zaś spojrzałem prosto w rybie oczy Koharo z delikatnym uśmiechem na ustach: - Tak, przyznaję że Samotnicy zabili Lidera Hyuuga oraz znam winowajcę. Stoi dokładnie przed wami. Mimo to zanim dojdzie do oblewania mnie gównem i wystawiania jakichkolwiek wniosków chce jedynie powiedzieć, że zlecenie za głowę Lidera Hyuuga było wystawione przez dosyć wpływowego człowieka, zaś rozkaz zabicia dostałem od ludzi wyżej położonych ode mnie. Oczywiście, mogłem zrezygnować z tej misji, ale po co? Nasz zleceniodawca został zabity w dniu otrzymania zapłaty więc obeszliśmy się ze smakiem. Kłamałem, bo każdy to by zrobił dla brony swoich ludzi, ludzie kłamią i będą kłamać dla własnych korzyści, a moją korzyścią była ochrona organizacji. Nie mam nic więcej do dodania poza faktem, że gdybym miał pewność że mój zleceniodawca umrze w dniu zapłaty, być może nie podejmował bym się zabójstwa. Nie mieliśmy innych korzyści poza zapłatą. To że Kyioshi i Hyuuga skaczą sobie teraz do gardeł, był to tylko i wyłącznie efekt uboczny, nic więcej... A śmierć ludzi którzy przyszli oglądać igrzyska? Cóż, to niewątpliwie wielka strata ale i wypadek przy pracy. Tyle mam do powiedzenia, a jeśli wasza ciekawość nie została zaspokojona, to trudno... To nie mój problem. - Po czym usiadłem z powrotem na krześle czekając aż to wszystko się skończy i będę mógł wrócić do domu.
Offline
Rekin zdał sobie sprawę, że od kilku chwil na przemian zaciska i rozluźnia pięści. Sposób, w jaki obecny lider Samotników i, jak widać, wykonawca zabójstwa, wypowiadał się życiach straconych w wyniku tragedii, gotował krew w zimnokrwistych żyłach. Przypomniał sobie, że trzymał się karku tego człowieka kilka chwil przed tragedią, oraz, że nie ukręcił tego karku, będąc wówczas całkowicie niegotowym na brutalne i bezlitosne życie ninja. Nie po raz pierwszy od Enko przeklinał swoją naiwność.
Przed oczyma wyobraźni mignęła mu uśmiechnięta subtelnie twarz Daikiego.
- Efekt uboczny... - warknął, odwracając głowę od zielonowłosego Kaguyi i zamykając oczy - ...wypadek przy pracy. Śliczne frazesy ukazujące, jak mało znaczy dla niektórych życie. Pokazujące, że wobec Samotników nie opłaca się nie tylko być przeciwnikiem, ale w ogóle być w pobliżu. Pociesza mnie jedynie, że nie całą tę organizację toczy taka zaraza.
"Przyznał się. Zwyczajnie się przyznał" - szepnął tak, by tylko jedna osoba była w stanie go usłyszeć - "Był narzędziem i prawda, świat ninja tak wygląda, ale jak pomyślę o groźbie wojny domowej to mnie strzela! Idę stąd, bo mnie krew jasna zalewa."
Wziął kilka głębszych oddechów. Nie znał Keisuke Kaguyi na tyle dobrze, by zaskoczyła go elokwencja tego ostatniego, a jednak nie mógł nie patrzeć na tego człowieka z mieszanką zdegustowania i podziwu. Jeśli upadać, to tylko tak. W obliczu jego niewzruszenia, pragmatyzmu i ogólnego "Can't touch this", nawet Koharō zwątpił na ułamek sekundy w celowość swojej misji. Pochylił się nieco w przód, przez co zawisł nad Daimyo Ziemi, jednak pozostał słyszalny dla reszty.
- Daimyo-dono, proszę o wybaczenie. Moje zadanie tu dokonało się i potrzebuję oddechu. Pozostanę w pobliżu orszaku waszmości, myśląc intensywnie o efektach ubocznych i wypadkach przy pracy. Jestem gotów do drogi, jeśli tylko ekscelencja zdecyduje się mieć mnie wśród swoich podczas powrotu do Tsuchi no Kuni.
Tu skłonił się głębiej rozmówcy i pozostałym, czekając w spokoju na pozwolenie, choć wewnątrz grzmiał sztorm.
Offline
Event Master
Ponownie, jak to już bywało podczas tego zgromadzenia, nastała cisza a nawet najmniejsze skrzypnięcie krzesła obijało się echem po wielkiej sali. Wszystko za sprawą Kagyua Keisuke, który to przy sile dowodów mu przedstawionych postanowił się przyznać. Nie zrobił tego jednak by ukazać swą skruchę, prosić o wybaczenie czy chociażby w ratunku swego honoru i reputacji. Słowa wypływały z niego luzem jak podczas karczemnej rozmówki gdy to jeden z grupy znajomych, przyznaje się że 10 lat temu wybił szybę sąsiadce z na przeciwka. Zero oficjalnego tonu, zero skrupułów ani powagi, po prostu przyznał się, podając za powód uzyskanie sporej sumy pieniężnej od martwego już człowieka. Lider klanu Nara prychnął, prawie powstrzymując się od śmiechu lecz nikt nie dziwił się jego reakcji. Najważniejsze głowy świata zebrały się w bogato wystrojonej sali, w miejscu dalekim od ich domów by dowiedzieć się, że widmo wojny w kraju ziemi, odizolowanie się od globu przez Hyuuga, wzrost poziomu agresji pomiędzy Samotnikami a Wyrzutkami, śmierć setek a może tysięcy osób i ogólna niechęć do Samotników, zostało wywołane przez chęć zarobienia monet. Oczywistym jest, że to pogoń za pieniędzmi i ogólnym podniesieniem statusu popychała ludzi do brutalnych kroków ale wszyscy tu obecni spodziewali się choć odrobiny ideologi w tym czynie, że miało to jakiś wyższy cel, konkretny kierunek i zaplanowane konsekwencję gdy tymczasem wszystko wydarzyło się zupełnie przypadkowo. Pierwszą osobą, która przerwała cisze był lider Nara a właściwe jego krzesło szurające o posadzkę gdy odsuwał je od stołu.
- To chyba jakiś żart. I po to wszyscy zostaliśmy tutaj zebrani? Po to by obgadać jakieś stare sprawy, które nikogo już nie obchodzą i by usłyszeć że młodziak Samotnik po prostu przyznaje się do winy bo chciał zarobić parę monet? Ku*wa, to jest kpina. Zmarnowaliście swój jak i mój czas. Nie mam zamiaru dłużej tutaj siedzieć. - Powstał krzesła, powoli kierując swe kroki do drzwi wraz z towarzyszem.
- Pozostała jeszcze kwest...
- W dupie mam kwestię gościa, który podszywał się pod tego siwego człowieka. - Zerknął ostentacyjnie w jego kierunku - Nie wiem kim był, po co to zrobił i co chce tym osiągnąć i nie chce wiedzieć. Jeżeli chcecie obarczać nas teraz winą i uznać, że był to nasz wysłannik skoro wychodzę przez rozmową o tym, to niech tam będzie. Dostatecznie zmarnowałem tutaj czasu na pieprzenie o pierdołach. Wszyscy olali moje prośby o zadośćuczynieniu ze strony Uchiha czy Samotników a po tym jak ten dzieciak sam uznał, że Sabaku nie powinni mu ufać to i tak nie mam już czego się spodziewać. Ja wychodzę a jak wam to tak przeszkadza to za karę pier*olnijcie mi embargo na jabłka. - Wypowiedział to w "locie", po chwili znikając za drzwiami sali wraz z towarzyszem.
- Niech i tak będzie. - Wypowiedział Hoan gdy Nara zrobili nara opuścili już pomieszczenie. - W każdym razie jak sami słyszeliście, Kagyua Keisuke przyznał się do postawionych mu zarzutów to niewątpliwie rzuca nowe światło na sprawę. Jeżeli prawdą jest, że Daimyo wody nie maczał w tym palców, nie możemy ukarać go karą, która została przedstawiona. Co zaś tyczy się Ciebie liderze Samotników, wykonałeś zamach w momencie gdy jeszcze liderem nie byłeś. Niestety sytuacja się zmieniła a Ty jako piastujący obecne stanowisko, nie możesz być już traktowany jedynie jako pojedyncza osoba. Jesteś głosem swej organizacji i wszystkie twe kroki stanowić będą kroki twoich poddanych. Także...
- Skończ pieprzyć. - Z ust lidera Ayatsuri wydobył się cichy i mroczny głos. - Skończ już pieprzyć bo mam tego dość. Jesteśmy ninja czy jak to też mówią shinobi. Naszą naturą jest walka a nie teatrzyki i gadanina o polityce. Kogo tak naprawdę obchodzi, kto kogo zabił i dlaczego? Takie rzeczy dzieją się codziennie, wy Daimyo wynajmujecie nas do zabijania niewygodnych dla was osób i siania spustoszenie a teraz przejmujecie się losem kilku trupów. Skoro tak bardzo to lubicie to może pogadajmy o pierwszych wojnach? Cofnijmy się do czasów pierwszych starć pomiędzy Uchiha a Senju. Bawi mnie wasze zgrywanie praworządnych. Jesteśmy autonomicznymi klanami. Każda wioska posiada zarówno ludzi, którzy budują domy, zbierają żywność, szyją ubrania oraz takich jak my - morderców, którzy dostają pieniądze za każde zabójstwo. Najzabawniejsze jest to, że to właśnie nas wybiera się na liderów. Niech podniesie rękę ten, który nie ma krwi na rękach. Po za Daimyo, którzy tylko pośredniczyli, każdy z tu obecnych ją ma i do tego został właśnie dzięki temu przywódcą. Zabił wielu i nie dał się zabić. Za to otrzymujemy szacunek a nie za siedzenie tutaj i pieprzenie o głupotach. Czas skończyć tę farsę z lordami. Jesteście starzy a nadal głupi, dajcie miejsce nowym, którzy zrozumieją ten świat jak należy!
Nagle ze zbroi lidera Ayatsuri wyskoczył zwój, który w ułamku sekundy aktywował zawartą na nim pieczęć. Całe pomieszczenie przez krótką chwilę spowił dym znikając tak szybko jak się pojawił, ukazując treść przesłaną od kuglarza. Dookoła Daimyo pojawiło się dwadzieścia marionetek, których dłonie zostały zastąpione ostrymi kolcami. Lider zacisnął pięść a wszystkie jego zabawki ruszyły w lordów feudalnych z celem zabicia. Wtem z podłogi gwałtownie wyrosły drzewa, oplatając lalki i blokując całkowicie ich ruch. Głowa Ayatsuri zerknęła w kierunku lider Senju.
- I Ty Brutusie-sama przeciwko mnie...
Jego dłoń zmieniła ponownie ułożenie a lalki rozszczepiły się na kawałki, zamieniając się w całą chmarą śmiercionośnych broni. Ponownie ruszyły na wszystkich Daimyo, tym razem będąc dla Senju nie do powstrzymania. Rozległ się szelest a dookoła władców powstała kopuła z piasku. Dzwięk setek wbijanych ostrzy w technikę Sabaku rozległ się po pomieszczeniu, uspokajając nieznacznie zabezpieczonych lordów. Kuglarz warknął cicho, próbując opanować swoje nerwy gdy jego towarzysz położył mu rękę na ramieniu. Nie minęła sekunda a dwójka Ayatsuri po prostu rozmyła się w powietrzu wraz z lalkami. Piasek spokojnie opadł i powrócił do właściciela, zaś same drzewa delikatnie opadły ku posadzce, poddając się wybitnie szybkiemu procesowi degradacji.
- Lordzie Ognia, wracamy do Kraju. Proszę poinformować nas o swym przybyciu bo jak widać po zaistniałej sytuacji, musimy poważnie porozmawiać. Daimyo, Liderzy. - Wypowiedziała, wykonując ukłon i zerkając na każdego z osobma po za Keisuke, który mógł się poczuć pominięty. - Proszę także o poinformowanie mnie o ustaleniach jakie zostaną podjęte po zakończeniu zebrania. - Ona i jej towarzyszka opuściły salę.
- Ja też już chyba mam dość jak na jeden dzień. Dziękuje Kagyua Keisukę za cenną nauczkę lecz mimo to chciałbym byś kiedyś znalazł czas na rozmowę. Czuję się również delikatnie urażony i chciałbym te sprawę wyjaśnić. - odpowiedział lider Sabaku, zachowując swój osobisty urok. - Jeżeli chodzi o sprawę zbiega to będziemy wypatrywać i interesować się sytuacją. Nie podobało mi się to zagranie nieznanego człowieka a także czuję się zaintrygowany tak więc będziemy działać. - Sabaku have left the game.
W Sali pozostali reprezentanci klanów Kiyoshi, Namikaze, Uchiha oraz organizacji Wyrzutków oraz Samotników.
- Dobrze więc. - Ponownie zabrał głos Hoan. - W sprawie Kagyua Kiesuke oraz organizacji Samotników, naradzać będziemy się jeszcze po zebraniu. Niewątpliwie ja oraz pozostali Daimyo, musimy ochłonąć po tym co się wydarzyło i przeanalizować sytuację. Mamy do omówienia karę dla Samotników oraz rozmówienie w sprawie ataku Ayatsuri. Rozumiecie więc, że po tym akcie wolimy prowadzić rozmowy w odosobnieniu. W sprawie osoby, która podszywała się pod moją osobę, będą prowadzone szeroko zakrojone działania. Będę wdzięczny za wszelkie informacje. Mam nadzieję, że nie wyniknie z tego nic poważnego. Wybaczcie za całe zamieszanie oraz dziękuje za poświęcenie swego czasu. Myślę, że nie mam potrzeby by was tu trzymać dłużej, chyba że macie jeszcze jakieś kwestie do poruszenia.
Gdy już zgromadzeni ludzie zaczęli opuszczać budynek, Daimyo Ziemi skierował się do rekina mając na twarzy mieszankę szczęścia i wciąż przepływającego przez niego strachu. Delikatnie kiwnął głową, oczekując z przyzwyczajenia, zwrotu grzecznościowego w swoją stronę od Koharo, chociaż w tej chwili nie zależało mu na tym.
- Koharo tak? Jestem wdzięczny Tobie jak i pozostałym, którzy doprowadzili sprawę zabójstwa lidera Hyuuga do rozwiązania. Oficjalne przyznanie się Kagyui do zamachu pod siłą postawionych mu dowód może zgasić iskrę, która w każdej chwili mogła zamienić się w pożar pomiędzy dwoma klanami na naszych ziemiach. Jeżeli dobrze zrozumiałem, masz jakieś powiązania z klanem biało-okich, chociaż twój wygląd by na to nie wskazywał. Jeżeli rzeczywiście tak jest, możesz być jedyną osobą, którą wpuszczą za mury i dadzą dojść do słowa. Nie oczekuje by Hyuuga nagle otworzyli się na świat ale uniknięcie wojny domowej będzie prawdziwym zbawieniem. Chcę byś mi towarzyszył w powrocie do domu by później niezwłocznie wyruszyć do Hyuuga. Wymarsz odbędzie się za około dwie godziny, chyba że nasze zebranie Daimyo nieco się przedłuży. Poproszę o stosowny dokument na którym zawarte będą podpisy i pieczęcie wszystkich lordów by wzmocnić Twe słowa. Tym czasem przygotuj się do drogi.
Zakończenie i rozliczenie.
Keisuke 75 PU 20 PW 100 PR
Saori 30 PU 10 PW 50 PR
Akio 65 PU 15 PW 100 PR
Jiro 30 PU 10 PW 50 PR
Suoh 80 PU 25 PW 100 PR
Yoshimaru 40 PU 10 PW 100 PR
Mikuni 65 PU 20 PW 50 PR
Koharo 75 PU 20 PW 50 PR
Yocharu 40 PU 10 PW 100 PR
Duża ilość Punktów Reputacji pojawiła się ze względu na okoliczności spotkania się w jednym miejscu ze wszystkimi liderami oraz ich towarzyszami.
[Musisz być zalogowany, aby przeczytać ukrytą wiadomość]
Offline
Kiedy wokół rozpętało się piekło, Rekin ledwo rozpostarł nad sobą i najbliższymi osobami, a byli nimi daimyo, tarczę twardej wody. W tej samej pozie trwał, kiedy pył błyskawicznej wymiany jutsu opadł. Widząc magnitudę poczynań Ayatsuri i Senju, nie mógł zrobić nic więcej, wydawało mu się, że żaden jego trening nie przygotował go na takie pandemonium. Nie sądził, że jego obrona wystarczyłaby, gdyby w sukurs nie przyszła mu agresywna flora żywiołu drewna. Wyprostował się z półprzykucniętej pozycji i strzelił karkiem.
- Ayatsuri potrafią dać przedstawienie - westchnął i uśmiechnął się na pewne wspomnienie - z pewnością nie brakuje im dramatyzmu.
W tej chwili zauważył, że Daimyo Ziemi pragnie doń przemówić bezpośrednio, skłonił więc znów głowę i popatrzył pytająco, przełykając nerwowo ślinę. Przemowa do ogółu to jedno, ale status pozycji władcy kraju wciąż onieśmielał Koharo, poniekąd lojalistę.
- Ekscelencjo?
Wysłuchawszy wypowiedzi przytaknął i wyprostował się, łącząc dłonie za plecami.
- Tak jest. To zaszczyt. Będę gotów w ciągu kwadransa. Jeśli ekscelencja pozwoli, oddalę się w stronę tych, z którymi tu przybyłem. Czas się pożegnać.
Jak powiedział tak zrobił. Jako, że impreza zrobiła się z czasem mocno nieformalna, swobodnie ruszył do stanowiska Wyrzutków, chowając ręce w kieszenie.
- Chyba dobrze poszło - zagaił.
[Musisz być zalogowany, aby przeczytać ukrytą wiadomość]
Offline
Głowa jakoś sama mi się przekrzywiła, gdy Keisuke Kaguya zaczął swoje wyznania. Zgodnie również z mą najlepszą wiedzą na temat postępków wyrodnych, tudzież ludzi, którzy się ich dopuszczali, nie było w tym kotle nawet łyżeczki skruchy. Oto prawdziwie świetlana strona nieposiadania żadnych oczekiwań, człowiek nigdy nie kosztuje gorzkiej wody rozczarowań. Nie wyczerpuje to jednak sprawy, bo mimo szczerej chęci pozostania obojętnym czułem, jak coś wrze w środku. Łykając beznadziejnie gniew ostry, ostatecznym wysiłkiem woli starałem się nie przejmować tym, jak parzy mnie od środka, niczym jakiś okrutny roztwór soli wlewany przemocą do gardła. Starczyło dwóch słów, bym prawie zapomniał, że jednak jestem tutaj służbowo i nie godzi mi się przyjąć tej prowokacji. Miałem coś powiedzieć o prawdzie i kłamstwie, ale zmilczałem, nie chcąc dopuścić, by to wszystko ze mnie wykipiało. Zamiast tego odwróciłem tylko wzrok w pogardliwym geście.
Wiele wysiłku mnie to kosztowało, ale sama ta praca wydała mi się dość błaha w porównaniu do tytanicznego wysiłku ustalenia tutaj czegokolwiek. Owszem byłem skłonny przyznać rację oburzonemu święcie liderowi Nara. Czas został zmarnowany, ale marnowaliśmy sobie go nawzajem, gdyż przez zaściankowość i upór, jakiekolwiek porozumienie stało się niemożliwe. Uległo ono własnym interesom klanów… Późniejsze zdarzania były tego najlepszym przykładem. Oto Ayasuri mieli widać w swym mniemaniu, oddać przysługę światu, podejmując próbę zamordowania Lordów Feudalnych. Historia, której właściwością jest to, że ocenia z chłodem lodowcowym wszystkie czyny, pewnie oceniłaby i ich, gdyby tylko zamach się powiódł. Ja z resztą również nie różniłem się w jakimś stopniu od reszty, bo jako wyrzutkowi nawet nie przyszło mi na myśl, żeby palcem kiwnąć w kierunku ich ratowania. Obserwowałem tylko z niemym zaskoczeniem, jak zajmuje się tym inni bardziej kompetentni. Oto gestem tym zostały pogrzebane wszelakie rozmowy. Dziwiło mnie tylko, że nie związali zamachowca w kij i nie pognali uderzeniami bata, jak psa wściekłego, który właśnie zdecydował się rzucić na rękę, która od lat go karmiła. Zresztą sama sprawa leżała już w gestii Kraju Ognia i Lordów, nasza rola w tym przedstawieniu właśnie się skończyła. Skończyła ku mojej uldze.
Zastanawiało mnie jednak, czy dla samego Rybiego Ninji, również. Znalem go już chyba na tyle, że nie poczułem się ani trochę zaskoczony, gdy starał się bronić Lorda Ziemi. Słowa, które teraz wypowiedział, zostały poparte czynami. Zbierałem właśnie pozostawioną wcześniej karteczkę, w kształcie jaskółki, gdy podszedł do nas krokiem swobodnym. Słysząc jego słowa, pokiwałem z zamyśleniem głową, obracając spojrzenie podkrążonych oczu na twarz Rekina.
— Zależy, z której strony spojrzeć.
Potem Wilczyca, nabrzmiała od płodu
Żądz wszelkich, mimo że chuda i sucha,
Sprawczyni nieszczęść mnogiego narodu,
Swoim widokiem zgnębiła mi ducha
Offline
Gdy usłyszał wspomnienie towarzyszki Mikuniego, Rekin pokiwał tylko posępnie głową, bo i niewiele było do dodania. Obaj z medykiem wiedzieli już co nieco na temat tego, jak kroki silniejszych dudnią w świecie słabszych, niezależnie od proweniencji. Ninja, wojsko, lordowie, przełożeni... kto był na górze, nie liczył się zazwyczaj z efektami swoich czynów dla tych na dole. Rzecz jasna, doświadczenie zagrożenia życia podczas, chwilę wcześniej, szczęśliwej rozrywki, znajdowało się stosunkowo wysoko na liście takowych przewin, toteż białowłosy zerknął spode łba na pozostającego wciąż w pomieszczeniu Keisuke - monument w imię amoralnej niefrasobliwości.
- Dno, masz rację. Szczególnie ten Ayatsuri, bo Nara zdawał się bardziej obcesowy i krótkowzroczny, niż to prawdopodobne, więc myślę, że ściemniał. W całym tym nieszczęściu nasze szczęście, Mikuni, że nasi przełożeni wyłamują się... nieco z tego schematu. Nieco, bo wasz chyba głównie pije i znika ze stanowiska, a moi... - powiódł dłonią i wzrokiem po niezmiennie bezHyuugowej sali obrad, uśmiechając się kwaśno do Wyrzutków - sami wiecie.
Westchnął i założył ręce za plecy, by po chwili uśmiechnąć się do własnych myśli.
- Całe szczęście, że nasi przełożeni mają takich sumiennych i oddanych podwładnych, co nie? Myślę, że w obliczu takiej rzeczywistości fakt, że osiągnęliśmy jako taką klarowność powszechnego zrozumienia wydarzeń w Enko jest i tak godny satysfakcji. Tym bardziej wam dziękuję, bo jest to a priori interes mój i mojego kraju. A skoro już o tym mowa... jak się, Mikuni, czujesz w roli osoby zaangażowanej, hm? - podjął po chwili, teraz już otwarcie się śmiejąc - Wiem, bolało. Ale wynik pracy włożonej daje chyba jakąś satysfakcję, co? Nie martw się, więcej o takie kwestie nie będę cię męczył, dalszy ciąg tej historii to już moje zmartwienie.
Zaczął obracać się do nich bokiem, przystanął jednak i spojrzał spod przekrzywionej głowy na medyka.
- Noo... chyba, że urazi twoją dumę fakt, że zostawiasz sprawę tak w połowie, i postanowisz towarzyszyć mi do Kokkai.
[Musisz być zalogowany, aby przeczytać ukrytą wiadomość]Akcept by Yocharu
Ostatnio edytowany przez Yocharu (2019-09-18 21:51:59)
Offline
Słowa Koharo przywołały we mnie na moment wspomnienie wizyty w siedzibie organizacji. Skrzywiłem się, na wzór człowieka, który nie tylko nadużył octu, ale wręcz próbował się w nim utopić. Smutną myślą było, że człowiek, który miał być moim nauczycielem, obecnie znajduje się w stanie, który nie predestynował do nauki czegokolwiek. Nie można było wspomnieć o przestawianiu pionków na szachownicy świata. Odnosiło się niejasne wrażenie, że obserwuje się właśnie obraz upadku wielkiego człowieka. Może był to tylko upadek w oczach moich, bo sam dla siebie nie mając grama litości, wyżymałem ostatnie poty, mając w pogardzie słabość najdrobniejszą. Być może Koharo wypowiadał się o nim w ten sposób właśnie dlatego, że miał o wiele więcej współczucia.
— Głównie tak
Potem Wilczyca, nabrzmiała od płodu
Żądz wszelkich, mimo że chuda i sucha,
Sprawczyni nieszczęść mnogiego narodu,
Swoim widokiem zgnębiła mi ducha
Offline
Rozmowy nie wniosły zbyt wiele wyjaśnień. Wszyscy mieli określić swoje stanowiska względem klanów i organizacji a zamiast tego powstał rozgardiasz budując nowe więzi i zrywając stare. W tej chwili nikt już nic nie wiedział jedynie po za poznaniem oficjalne zajmowanego stanowiska Keisuke w sprawie zabójstwa lidera klanu Hyuuga oraz przypadkowych ludzi. Tak, młody wódz przyznał się do grzechu, którego nie ma zamiaru w żaden sposób odpokutować. Zadyma, którą chwilę pózniej wprowadził Ayatsuri była dla mnie w pewnym stopniu zrozumiała. Za dużo polityki wkradło się w życie ninja lecz z drugiej strona to ona sprawa, że możemy walczyć o swoje prawa i żyć wśród innych jako ludzie a nie jedynie broń do wynajęcia. Więcej wniosków z tego wydarzenia wyniosłem dla samego siebie, spoglądając nieco inaczej na świat, w którym żyję. Teraz dyplomacja zagości w moim życiu znacznie częściej. Chcąc czy nie chcąc, zostałem liderem klanu Uchiha i teraz ja będę musiał walczyć o ich dobro. Zanim zajmę się tym w pełnej krasie, muszę zamknąć stare sprawy. Powstałem z krzesła i skierowałem się do Daimyo Pioruna, najmłodszego spośród lordów, wycierając czerwoną stróżkę krwi, spływającą spod mojego oka. Tak, byłem przygotowany do obrony ludzi, których tak naprawdę nie wiem czy powinienem był chronić po za tym jednym wyjątkiem.
- Cieszę się, że nic Ci nie jest Daimyo. Myślę, że będziemy musieli pogadać w sprawie Nara. Mam pewne obawy a sam lider wydawał się być nieco zbyt nerwowy. Przybędę do Ciebie jak tylko załatwię wszystkie sprawy.
Wykonałem lekki ukłon, raczej mało oficjalny. Nie czułem się zobowiązany przestrzegać etykiet a jego stanowisko nie budziło we mnie żadnych odczuć zmuszających mnie do grzeczności. Pomógł mi oraz klanowi czym zaskarbił sobie moją przychylność. Co innego mój towarzysz, którego głowa prawie uderzyła w ziemię przy ukłonie. Wyłapując wzrokiem Mikuniego i Koharo, ruszyłem w ich kierunku co też uczynił mój partner podróży, przyklejony jak rzep do psiego ogona.
- Zadowoleni z rezultatu? Jak na moje nie przeszło wszystko tak jak powinno i czuję się bardziej zakłopotany niż usatysfakcjonowany. Ale taki to nasz świat, że pewne rzeczy dzieję się w zupełnie nie zaplanowany sposób.
Offline
- Mikuni, czerpię osobistą satysfakcję i poczucie wartości właśnie z niejakiej znajomości ludzkich zachowań i motywacji - odpowiedział Koharō medykowi, słysząc o uderzaniu w stół i nawet puścił mu konfidencjonalnie oko - i wiem, że jesteś zbyt inteligentny, żeby nie poznać się na moim wybiegu, toteż nie mam wyrzutów sumienia wobec tak nieszkodliwej manipulacji. Cieszę się, że będziemy wspólnie podróżować. A teraz wybaczcie, Wyrzutkowie, muszę... o, już nie muszę.
A wild Yocharu appeared!
- Też czuję się skonfundowany, mimo, że własnie takich reakcji spodziewałem się po ninja. Prawda, sądziłem, że jednak "dyplomaci", jakimi winni być liderzy, będą wykazywać szczątkową powściągliwość w ekspresji swoich... temperamentów - odparł Rekin, przeciągając ostatnie słowo z krzywym uśmiechem i zwracając głowę w kierunku nowego rozmówcy - ale ogłada i osobisty czar liderów ani by mnie grzał ani ziębił nawet, gdybym nie był zmiennocieplny... więc tak - jestem zadowolony. Przy odrobinie szczęścia... być może przywrócę pokój swojej ojczyźnie.
Rybi wojownik podrapał się po karku i zamarł, nagle wpadłszy na pewien pomysł. Nie był typem, który sam pchałby się do polityki, ale zaczął już zauważać, że ninja i polityka to nierozerwalny mariaż. Najlepsze, co mógł zrobić będąc wobec rzeczonej polityki niechętnym, to baczna obserwacja.
- Yocharu Uchiha, tobie również z całego serca dziękuję i powtórzę to, co powiedziałem w gabinecie lidera Wyrzutków - oznajmił, wyciągając rękę do czarnowłosego ninja, ujmując go za przedramię - jestem twoim dłużnikiem i dług zwrócę. Gdy Kokkai otrząśnie się z osłupienia a ja będę mógł zacząć spać spokojnie, będę do twojej dyspozycji, na ile to coś warte. A teraz... wybaczcie mi.
Krocząc wolno, nie patrząc przed siebie, Koharō wyrównywał oddech. Następne kilka sekund będzie wymagało powściągliwości, jakiej próżno było szukać u tutaj zebranych. Kiedy znalazł się na wysokości siedzącego tu wciąż nie wiedzieć po co Keisuke, wolnym, nieagresywnym ruchem chwycił za rękaw lidera Samotników, nachylając się nieco tak, by ów mógł go wyraźnie słyszeć.
- Chcę, byś wiedział, że nie żywię do ciebie urazy, ale i nie pałam sympatią. Nie będę cię oceniał, bo nie uważam się za autorytet w świecie ninja. Ale wiedz, że poznałem, jakim jesteś człowiekiem i stanę na głowie, żeby Hyuuga trzymali się z daleka od podobnie niewdzięcznych sojuszy w przyszłości.
Zrobił kilka kroków w kierunku drzwi, by po chwili, nie odwracając się, dodać:
- Nie sądzę, żebym kiedyś jeszcze z tobą rozmawiał, więc gratuluję występu na igrzyskach.
[Musisz być zalogowany, aby przeczytać ukrytą wiadomość]
Offline
Samotnik [Kaguya]
Już po wszystkim. Cały czas patrzyłem przed siebie wzrokiem zimnym i opanowanym ignorując wszelkie obelgi które leciały w stronę moją jak i i mojej organizacji. Byłem spokojny, wręcz czuć było ode mnie obojętność. Nie wiem czy było to spowodowany aktualną sytuacją i reakcją mózgu na stres, czy być może była to już przypadkowo wyuczona umiejętność, ale uznałem że nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Mimo to nie wyszedłem jeszcze z pomieszczenia, obserwowałem co będzie się działo potem. Gdy doszło poruszenia ze strony Ayatsuri, nie kiwnąłem palcem. Po prostu patrzyłem jak to się skończy. Nie wiedziałem po której stronie się opowiedzieć, który mój ruch tym razem będzie tym trafionym. Zarówno ja jak i mój towarzysz byliśmy niczym kamienny posąg, zastygnięci w miejscu ocenialiśmy w myślach i czekaliśmy. Na dobrą sprawę nikt nie zdawał sobie sprawy, że w przeciągu sekundy mogli umrzeć... Ale po co? Da mi to jakąś satysfakcję? Poczucie spełnienia i zemsty? Wątpię. Mimo to wystarczył mój najmniejszy znak, a każdy z tutejszych zebranych skończył by jak Lider Hyuuga o którego tak naprawdę wszystko się zaczęło. Cóż by to był zwrot akcji. Skończyło by się tak, jak się zaczęło. Mimo to jednak, uznałem że lepiej poczekać. Nic mi nie da śmierć tych ludzi poza własnym, przyziemskim poczuciem zemsty. Z moich dalszych rozmyśleń wyrwał mnie głos lidera Sabaku. Skinąłem na znak, że zgadzam się na spotkanie. Nie było sensu mówić nic więcej na ten moment, prawdopodobnie buzia otworzy mi się dopiero podczas rozmowy w cztery oczy. Później wszystko inne miałem już gdzieś, po prostu siedziałem na tyłku. Gdy Senju już wychodzili zignorowałem brak pożegnania. Podniosłem tylko jedną brew na znak, iż taka marna próba prowokacji czy być może pokazania mnie jako tego złego miała miejsce. Czułem, że było to po prostu dziecinne. Nara także zignorowałem, nie odezwałem się słowem i podążałem za nim wzrokiem, aż wyszedł. Po swojej przemowie nie odezwałem się słowem, aż do momentu gdy podczas do mnie Koharo - Rybi ninja: - Trzymam Cię za słowo Gyojin'ie. Pamiętaj tylko, że niewykorzystane sytuacje się mszczą. Pewnie żałujesz, że nie zabiłeś mnie podczas turnieju prawda? Słyszałem, że umarło więcej Białookich niż się spodziewaliśmy. Przykro mi i składam kondolencję... Chociaż wiem, że moje słowa dla Ciebie nic nie znaczą. - Powiedziawszy to, zrobiłem małą przerwę, a gdy Koharo znajdował się już za moimi plecami splotłem swoje dłonie, oparłem się na nich i opanowanym, stanowczym oraz chłodnym głosem powiedziałem do siebie: - Nigdy nie mów nigdy. - Po czym gdy nadeszła odpowiednia chwila wstałem z krzesła, spojrzałem ostatni raz na Yocharu który rozmawiał z bandą wyrzutków, a następnie skierowałem się w stronę wyjścia.
Offline
Pokiwałem głową Koharo na znak, że rozumiem jego słowa. Tak oto miała się rozpocząć pierwsza naprawdę poważna wyprawa, w której miałem uczestniczyć. Arena w Enko, była tylko przecież czysto rozrywkowym wojażem, jednak cel, jaki stanowiła sama złota klatka Hyuuga był rzeczą znacznie poważniejszą i ciężar tej powagi — jak z resztą wszystkich obowiązków, których się podjąłem — zaczynał mi ciążyć coraz bardziej. Zostało wybrać się do portu, poczynić zakupy i ruszyć w dalszą drogę.
Miałem się właśnie zebrać, by słowem wyjaśnić innym delegatom wyrzutków moje zamiary, a także prosić, by przekazać wyniki sprawy raportu Shinasku Nakayamie, gdyż osobiście tego zrobić nie mogłem. Miałem mu również do przekazania plany, które właśnie powziąłem, a on zaakceptuje ze względu na zaufanie, którym raz mnie już obdarzył. O ile oczywiście nadal interesowały go kwestie polityki przebrzydłej. Być może on też nie chciał się w niej taplać, a został w nią wciągnięty niczym w piaski ruchome. Teraz udało mu się wydostać i nie ma już ochoty na kąpiel suchą, na dyplomację ziarenkami suchymi wdzierającą się do gardła i blokującą kanał mowy w ten dziwaczny sposób, że nie można już mówić, co się myśli i czuje. Można czuć taki zwykły brak oddechu…
Plany moje misterne na moją najbliższą przyszłość zmieniło nadejście człowieka z klanu Uchiha. Dziwne losu zrządzenie sprawiało, że wpadaliśmy na siebie od czasu do czasu. Można było dzięki takim wypadkom zacząć wierzyć, że faktycznie sam bieg świata jest gdzieś zapisany, my zaś stąpamy tylko po wyznaczonych przez niego krętych ścieżkach, jak kukły bezwolne klanu Ayasuri. Ja jednak byłem widać człowiekiem małej wiary, bo nawet sytuacja ta nie mogła mnie do takiego podejścia przekonać. Przypadek, taki jak kiedyś w Tsuki, gdzie spotkałem Rybiego ninje. Na komentarz smętny najpierw wzruszyłem ramionami.
— Czcigodny Yocharu, znów to samo miejsce, znów ten sam czas. Zadziwiające koincydencja.
Potem Wilczyca, nabrzmiała od płodu
Żądz wszelkich, mimo że chuda i sucha,
Sprawczyni nieszczęść mnogiego narodu,
Swoim widokiem zgnębiła mi ducha
Offline
Posłałem swój Yocharowy uśmiech do medyka z Ronin gdy ponownie mogliśmy stanąć na przeciw siebie w nieplanowanym wcześniej spotkaniu.
- Prawda to Mikuni-san. Nie wyjaśniło się nic na arenie politycznej a nawet jestem skłonny stwierdzić, że pojawiło się więcej niewiadomych. Mimo wszystko, sprawa nad którą tak ciężko pracowaliście została dociągnięta do końca i macie szansę uratować Tsuchi no Kuni. Daimyo Ziemi, chyba jako jedyny z lordów wyjdzie stąd zadowolony. - Po słowach skierowanych do Ronijczyka, zerknąłem na Koharo, który właśnie wyciągał do mnie rękę. Uścisnąłem dłoń Rekina, który podziękował mi za pomoc w sprawie mordercy Hyuuga. Mimo, iż sam nie czułem by mój wkład był niezwykle istotny w tej sprawie, Koharo wydawał się być bardzo wdzięczny za kooperację. Poczułem miłe uczucie spełnienia. Sprawa klanu Hyuuga nie była dla mnie tak istotna jak dla towarzyszy rozmowy a całe swoje skupienie pragnąłem poświęcić wiosce i ludziom nad którymi sprawuje pieczę, jednakże cieszyłem się, że przebrnęli przez to żywi, docierając na zgromadzenie i wyrzucając karty na stół. Samo zebranie, wydawało się być bezowocne ale dla zmiennocieplnego ninja i Mikuniego była to szansa na lepsze jutro dla Tsuchi. Obaj mieli swoje powody, dla których lubowali tej kraj. Przyjrzałem się raz jeszcze Rekinowi zanim ten udał się dalej, dostrzegając jak duży progres wykonał przez stosunkowo nie długi czas.
- Myślę, że warte więcej niż się spodziewasz. Życzę powodzenia w Kokkai i będę czekał na wieści.
Skinąłem delikatnie głową w geście podziękowania za słowa oraz pożegnania. Wtedy kątem oka dostrzegłem jak Keisuke powoli wychodzi z sali. Czułem jego wzrok na sobie i nie omieszkałem obrócić głowy w jego stronę by nasze spojrzenia się zetknęły. Zanim ten opuścił pomieszczenie, z zawieszenia wyrwał mnie Mikuni.
- Cała przyjemność po mojej stronie. Ubolewam jedynie, że Shinsaku ponownie przepadł i nie pojawił się na tym zgromadzeniu ale dla waszej sprawy to było i tak bez większego znaczenia. - Odpowiedziałem podobnym ukłonem co rozmówca. - Tak, dziękuje, że pytasz. Wioska powoli wstaje z kolan a wsparcie Wyrzutków oraz naszego Daimyo bardzo się do tego przyczyniło. Choć wciąż jest nas niewielu ale wiele przeszliśmy, ludzie powoli odzyskują spokój i mogą cieszyć się życiem. Mam nadzieję, że za mojej kadencji nie dojdzie do żadnej katastrofy i przerwę tę passę nieszczęść Uchiha.
Offline
— Cieszy mnie ta wiadomość i ucieszy pewnie Shinsaku-dono, bo nie omieszkam mu jej przekazać, gdy tylko będę się z nim widział.
Potem Wilczyca, nabrzmiała od płodu
Żądz wszelkich, mimo że chuda i sucha,
Sprawczyni nieszczęść mnogiego narodu,
Swoim widokiem zgnębiła mi ducha
Offline
Powróciłem na dziedziniec przed pałac. Żadnego lepszego zajęcia nie było, toteż w oczekiwaniu na Rybiego ninje i dalszy ciąg podróży stanąłem z wysłannikami Wyrzutów, z którymi rozmawiałem już wcześniej.
Tematy były iście przyziemne, bo debatowało się teraz, jak to poradzić sobie z desantami partyzanckimi nękającymi Ronin. Trudno było oczekiwać, że spęd ten polityczny problem ten rozwiąże, jak na razie został on tylko zaogniony — tak przynajmniej wyglądała moja ocena sytuacji. Zresztą decyzje i tak zapadły bez mego udziału, nawet gdybym był obecny na Ronin, bo przecież moim głównym zajęciem jest zszywanie rozłażącego się mięsa, a nie dywagacje strategiczne.
Od tego też chyba trochę odpocznę, bo nie zapowiadało się, by wcieczka do Kokkai obfitowała w złe przygody. Koniec końców wszystko wskazywało na to, że będziemy podróżować w orszaku Lorda Ziemi. Nie sądziłem, że znajdzie się ktoś tak bezkrytycznie głupi, żeby takową karawanę atakować — chyba, że w celu popełniania bardzo osobliwego samobójstwa. Cóż więc złego może się stać? Może jakieś zatrucie pokarmowe? Tylko jak zwierz żyć może oderwany od własnego środowiska? Umiejętność dostosowania się do nowych warunków i otoczenia może przecież zostać przeceniona. Przecież mój przyjazd tutaj pokazał to wyraźnie.
Targany wątpliwościami rzuciłem okiem na drzwi pałacu w oczekiwaniu na wyjście reszty delegacji. Im bardziej pobyt w Tsuki się przeciągał tym większe rosły we mnie wątpliwości co do decyzji, którą podjąłem. Z tej perspektywy może słuszniejszym okazałby się powrót do szpitala bezpiecznego, w objęcia Haruki, by tam może zgnić ostatecznie. Propozycja taka w miarę, jak oświetlał ją blask obecnej sytuacji, nie wydała się taka najgorsza.
Skarciłem się w myślach, za tak nieżyciową i płaczliwą postawę. Odszedłem kawałek od Wyrzutków, których mowa kakofoniczna przyprawiała mnie o zaburzenia ucha wewnętrznego. Zbliżyłem się do kwiatów, które wyrastały ku ozdobie domu możnowładcy. Po krótkim zastanowieniu wyciągnąłem szkicownik i węglem począłem kreślić obraz precyzyjny. Ot tak, by zabić czas, który wydawał się już teraz ciągnąć w nieskończoność.
Potem Wilczyca, nabrzmiała od płodu
Żądz wszelkich, mimo że chuda i sucha,
Sprawczyni nieszczęść mnogiego narodu,
Swoim widokiem zgnębiła mi ducha
Offline
Strażnicy
Sesja normalna, grupowa Mikuni Koharo #1
Mikuni opuszczając pałac mógł przez chwilę poczuć się jakby wszedł do zupełnie innego świata. W świetle wydarzeń, które właśnie miały miejsce w samym budynku - życie toczące się poza nim zdawało się być wręcz... absurdalne? Rozglądając się dookoła mógł dostrzec jak gdyby nigdy nic pracujących ogrodników, utrzymujących dzięki swej dbałości ogród dookoła Pałacu w stanie, który rozsławiał go na cały kontynent. Sięgając wzrokiem nieco dalej, bliżej terenów spacerowych można było dostrzec parę przekupek, których to straż nie zdążyła przepędzić, pośpiesznie nawołujących pojedynczych przechodniów do zakupu ich towaru. Wiadomym bowiem było, iż klientela w tych okolicach nie była liczna, jednak nie można jej było odmówić zamożności. Szczególnie, że wieść o jakimś wielkim spotkaniu nie dla maluczkich obiegła już okolicę. Nim Morri zdążył wyrwać się z artystycznego ciągu jedna z tych szanownych pań już dyszała mu w kark.
- Oooo, a co my tutaj mamy kochaniutki? Widzę artysta. Nadworny? Takie delikatne dłonie... Na pewno nie musiałeś się parać żadną ciężką pracą - powiedziała chwytając w palce rękę Mikuniego, przyjrzała się nieco ubrudzonym od szkicu opuszkom i pokręciła głową - Szkoda brudzić sobie rąk, słodziutki. Posłuchaj starszej pani, ma dla ciebie coś idealnego...
Wyjęła zza pazuchy małe, drewniane pudełko i wcisnęła mu je, otwierając wieczko. Jego oczom ukazał się dość spory plik papierków o wymiarach ok. 1cmx4cm i kilka sztuk małych fiolek.
- Specjalny zestaw dla kogoś jak ty! O tutaj w tym - powiedziała wskazując na szklane naczynia - Możesz sobie mieszać kolory! Niesamowite prawda? A tutaj, na tym o - wskazała na papierki - możesz próbować jaki kolor ci wyszedł! Należało to niegdyś do wielkiego malarza VanDilda! Na pewno kojarzysz... ktoś taki jak ty na pewno musi go znać! Może być twoje za jedyne 250 Ryo. Dla nikogo innego nie zrobiłabym tak okazyjnej ceny. Dobrze ci z oczu patrzy, kochaniutki. Zaufaj starszej pani, ten zestaw zapewni ci sławę.
Ni stąd ni zowąd, kiedy przekupka obracała w dłoniach Mikuniego w pudełku wysunął się mechanizm, którego zwieńczeniem była drobna igła. Na ten widok na sekundę się zdezorientowała, po czym pospiesznie zamknęła wieko mamrotając coś o "tych artystach i ich dziwactwach" oraz o tym, że krew również jest przecież pigmentem.
Offline
Wyrzutek w barwach Hyuuga przeciągnął się do wtóru trzasków w okolicach kręgosłupa, widać kilka chwil spędzonych wśród śmietanki politycznej wystarczyło, by porządnie go spiąć. Omawiane zagadnienia też mogły być tu nie bez znaczenia. Gdy przemierzał korytarz dzielący go od zewnętrznej części dworu, swoistego przedzamcza, obmyślał plany działania na najbliższy czas, a były to plany o szerokim spektrum, co dało się zobaczyć na jego skupionym licu. Idąc ku karawanie oryginalnych Wyrzutków (TM), wiercił małym palcem w lewym uchu i poruszał bezgłośne wargami, licząc.
Z zadumy wyrwał go świat rzeczywisty, a może wnioski rozważań. W każdym razie spojrzał na stojący przed sobą wóz, jakby ów dopiero co pojawił się przed jego nosem a na jego ustach zagościł szeroki uśmiech.
- Witam szanownych państwa, nazywam się Koharō i będziemy razem podróżować - oznajmił pozostałym uczestnikom wyprawy, mając płonne nadzieję, że jego szczere intencje będą bardziej rzucać się w oczy niż morderczy zgryz i niebieska skóra. Przepraszającym gestem unosząc ręce przed siebie, dodał - proszę nie zwracać na mnie uwagi, będę sobie tu siedział i nie narzucał się nikomu.
No, ale zrobił coś kompletnie odwrotnego. Fakt, usiadł na otwartej pace wozu, nikomu nie wadząc. Tyle, że wraz z nim usiedli również Bobek, Ziutek i Leszek. Następnie dwójka z czterech rekinich ziomków sięgnęła za pazuchę i poczęła rżnąć w karty, jakby w porozumieniu ignorując dwóch pozostałych. Trzeci klon usiadł obok, ze średnim zainteresowaniem śledząc rozgrywkę i wspierając głowę na dłoni. Sam oryginalny Rybi ninja usiadł skrzyżnie i złożył dłonie na podołku, zamykając oczy i wyciszając umysł.
[Musisz być zalogowany, aby przeczytać ukrytą wiadomość]
Offline
Patrzyłem się na kreski z wolna nanoszone ruchami precyzyjnymi i twarz coraz bardziej krzywiła mi się w grymasie niezadowolenia. Efekt mierny, ocena niedostateczna. Jeszcze próbowałem ratować, to pożal się boże arcydzieło, ale każda mijająca sekunda zbliżała je do miejsca, gdzie znaleźć się powinno — znaczy się wilgotnego ciemnego rynsztoka, którym zgnije i zostanie zapomniane.
Już gotowałem się, by nagłym gniewu przypływie zmiąć je i cisnąć w miejsce, które wcześniej określiłem w szeroko zakrojonym planie pozbycie się tej hańby. Nie dane mi było tego jednak zrobić, bo konwulsje ostatnie przerwał mi głos.
Wpierw sam nie wiedziałem, co począć z tak nieproszonym gościem, tym bardziej że babsko skrzeczało okrutnie, jak ten mechanizm, co od lat nie zaznał żadnej oliwy.
— Nie Babciu, nie jestem malarzem — skwitowałem krótko jej zaczepkę. Jeszcze czego, żebym miał się upadlać, żebrząc o atencję możnych tego świata, byle tylko zechcieli oko zawiesić na rysunku. Jeszcze później próbować to opchnąć, niczym komiwojażer najgorszego sortu, bo inaczej nie będzie na ryż nawet. Nie mniej poczułem się dotknięty stwierdzeniem, że nigdy ciężko nie pracowałem. Ciekawe czy Babuszce skrzekliwej łatwo byłoby dokonać resekcji jelit. Ciekawym wielce, czy wtedy nie zweryfikowałby czasem swojego poglądu na ciężką pracę. — Nie mniej właśnie staram się rysować i ktoś znacząco mi to utrudnia.
Przekomarzać się nie było co, bo po gadce szmatce, którą tutaj uskuteczniała, żeby wcisnąć mi ten bubel okrutny wnosiłem, że żadnego rozwiązania to by nie przyniosło. Zagadałaby mnie na śmierć. Zaś co do samej użyteczności udręką byłoby nosić ze sobą wszędzie farby, bo się człowiek zawsze nimi uwali okrutnie, jak przy trepanacji czaszki. Później człowieka nie traktują poważnie i całkiem słusznie, bo wygląda jakby uciekł od jakiś komediantów wędrownych. Mimo jednak tego całego szczebiotania za rękę chwycić się nie dałem. Równie dobrze mógłbym sam sobie rozbić łeb ścianę najbliższą, bo mniej więcej takie efekty przynosi pozwalanie na unieruchomienie się przez osobę nieznaną. Toteż sprytnym manewrem cofnąłem dłoń przed samym momentem uścisku.
— Noo taak… VanDildo, czy jego przyjacielem nie był czasem równie sławny Kosimazaki, prawda?
Ostatnio edytowany przez Mikuni (2019-10-07 18:55:33)
Potem Wilczyca, nabrzmiała od płodu
Żądz wszelkich, mimo że chuda i sucha,
Sprawczyni nieszczęść mnogiego narodu,
Swoim widokiem zgnębiła mi ducha
Offline
Strażnicy
Sesja normalna, grupowa Mikuni Koharo #2
Kilka klonów grających w karty mogłoby wielu podróżnym wydawać się co najmniej niecodziennym widokiem niemniej dla osób obecnych w karawanie nie było to zdarzenie choćby warte uwagi. Jeden z mężczyzn obracał namiętnie językiem wykałaczkę, którą trzymał w zębach, wpatrując się lubieżnie w dwie kobietę naprzeciw, które to wydawały się być tym faktem nieco zmieszana. Obie dość mocno uwydatniały swoje dobrze obdarowane przez naturę ciała, niemniej robiły to ku uciesze Daimyo, nie jego dość wątpliwej ochrony. Drugi z mężczyzn spał z kapeluszem nasuniętym na na nos co by światło słoneczne ledwo wpadające do wnętrza pojazdu za bardzo mu nie przeszkadzało. Nie zmieniało to faktu, że ani na powitanie, ani na zachowanie rybiego ninjy nikt specjalnie nie zareagował. Jedynie żeńska część towarzystwa mogła się delikatnie zarumienić.
W międzyczasie Mikuni toczył dość ciekawą grę słowną z przekupką, która połowy słów wydobywających się z jego ust nawet nie zrozumiała. Oczy jej zaświeciły się gdy ujrzała przed sobą gotówkę i momentalnie pożałowała, że nie zażądała wyższej ceny za to kojdo. Zmieszała się jednak na zapytanie, skąd znalazło się w jej rękach. No bo przecież nie mogła powiedzieć, że wytargała to zza pazuchy trupa w porcie. Pośpiesznie odpowiedziała, machając obojętnie ręką:
- Ach, kochaniutki... Żebym ja to pamiętała... Mam wielu dostawców, z najróżniejszych stron świata. Zapewniam cię, jednak że jest to pierwszej jakości przedmiot, innymi nie handluje.
Offline
Poszło sobie babsko chciwe. Może nawet bym poczuł nutę sympatii do starowinki, nawet mimo nieeleganckiej odpowiedzi na moje pytanie. Jednak jej zachowanie chciwe obrodziło wzrastającą we mnie falą obrzydzenia. Skrzywiwszy tylko usta w grymasie pogardliwym, już czułem, jak wyszarpała ten kuferek od jakiegoś obszarpańca, wietrząc w tym doskonałą okazję do zarobku. Ostatni raz uraczyłem ją spojrzeniem oczu zmęczonych i w gruncie rzeczy powinszowałem sobie, że jest to spojrzenie ostanie. Pewnie umrze za parę lat z powodu tej choroby absolutnie śmiertelnej zwanej starością i wtedy nasze losy rozejdą się na wieki.
Wcale zaskoczony nie byłem, że serce nie krwawi mi posoką tętniczą na myśl o tej rozłące. Bez krztyny żalu przysłaniającej przemęczenie obejrzałem jeszcze raz mój zakup. Cena zbyt wygórowana nie była, a nagroda mogła się okazać wielka. Spojrzenie pobieżne musiało zaś wystarczyć, gdyż trzeba było realizować plany szerzej zakrojone. Gdzieś pośród tej gęstwiny ogrodów, niczym karp wyrzucony ze stawu znajdował się ninja Rybi i na tę chwilę odszukanie jego było priorytetem.
Ruszyłem alejką ocienioną, przesuwając się wzdłuż gęstwy klombów. Przy okazji spojrzeniem kosym rzuciłem na kolejnego przekupkę. Powinno ich się wyrzucić z tego miejsca, by swym frymarczeniem nie zakłócać spokoju tego miejsca. Przynajmniej ja bym tak zrobił, ale nie mój był rząd dusz w tym kraju i żaden w ogóle nie przypadnie mi w udziale, toteż refleksję gorzką zostawiłem tylko dla siebie i skierowałem się dalej w kierunku karawany wyrzutków spytać się, czy aby Koharo kogoś tam na miejsce nie przysłał.
Spodziewałem się ochroniarzy leniwych. Dam widok zdawał się delikatną niespodzianką, uśmiechnąłem się do nich uśmiechem równie uroczym, co wystudiowanym. Jednakowoż inny widok przeszedł moje oczekiwania najśmielsze. Oto przy karawanie, spotkałem poszukiwanego w towarzystwie klonów własnych. Poustawianych, jakby się gdzieś wybierali. Pewne było, że podróż być miała, ale nie za bardzo z tą karawaną i nie za bardzo w tę stronę, toteż przyglądałem się chwilę całej sytuacji, z prawią brwią uniesioną w niemym znaku zapytania.
— Rybi ninja to gdzie się wybiera?
Potem Wilczyca, nabrzmiała od płodu
Żądz wszelkich, mimo że chuda i sucha,
Sprawczyni nieszczęść mnogiego narodu,
Swoim widokiem zgnębiła mi ducha
Offline
Białowłosy, wytrącony z biernej kontemplacji, powiódł zbaraniałym wzrokiem po otoczeniu na słowa medyka, po czym trzasnął się dłonią w czoło, cudem omijając kolce. Następnie czym prędzej poderwał się z zadka i opuścił pojazd, uciekając spojrzeniem. Jego klony, przerywając grę w karty i same gramoląc się z wozu, miały równie nietęgie miny.
- Tak, cień podejrzeń wobec mojej poczytalności. Przecudny popis kompetencji dałem na start nowej kariery, czyż nie? - mruknął skwaszonym głosem, po czym dodał, nieco sztucznie jowialnie, w eter - Eee. Jednak zmiana planów, miło było was poznać, do zobaczenia!
I tyle go widzieli.
Starając się jednocześnie nie naruszać przestrzeni osobistej Mikuniego i jak najszybciej oddalić się z miejsca porażki, gdzie nie tylko pomylił perony, ale i nie poznał wcześniejszych towarzyszy podróży, Koharō niezręcznie prowadził medyka przed sobą.
- Wiem, że nie jesteś tego typu osobą, ale i tak chciałbym cię prosić o zachowanie tej historyjki dla siebie. Nie jestem, podobnie jak ty, typem ślizgającym się zręcznie po salonach wielkiej polityki, i bez tej kompromitacji.
- Ta, a my teraz mamy na ciebie haczyk. - dodał gdzieś z tyłu Ziutek.
- Będziesz upierdliwy, to cię wydamy - podjął Bobek z szerokim uśmiechem.
- Formalnie rzecz biorąc, jesteście mną, kretyni.
- Tak, ale jako oryginał, to ty obarczany jesteś odpowiedzialnością. Nas i tak nikt nie traktuje poważnie - westchnął Leszek, który z jakiegoś powodu wciąż trzymał się za ucho - mówcie ciszej.
- Miodzio - podsumował i spojrzał na Mikuniego zbolałym wzrokiem - bunt na pokładzie.
[Musisz być zalogowany, aby przeczytać ukrytą wiadomość]
Ostatnio edytowany przez Koharō (2019-10-10 01:07:04)
Offline
Event Master
Po opływie trochę ponad godziny od zakończenia oficjalnego spotkania, Daimyo Ziemi wolnym krokiem wynurzył się z pałacu w obstawie gwardzistów pod banderą Księżyca. Tuż przy wejściu oczekiwali na niego osobiści strażnicy jego mości, przejmując pieczę nad ochroną życia lorda. Wyglądał na zadowolonego, choć to co wydarzyło się pomiędzy głowami krajów, narazie pozostaje jedynie między nimi więc ciężko uznać, jakie kroki poczynili w swej tajemnicy. Wzrokiem doszukiwał się rekiniego ninja, który to przecież sam prosił o możliwość towarzyszenia podczas podróży w rodzime strony lorda. Westchnął cicho, mając nadzieję, że ten czeka już w porcie, bądź korzysta z dobroci oferowanych tutaj przez ludzi tej wyspy. Utakane, bo tak miał na imię Daimyo Tsuchi no Kuni, zapragnął przejść się piechotą do portu wiedząc że przez długi czas, zmuszony będzie do kwitnięcia na statku. Niestety z racji, nieprzyjemnych zdarzeń podczas spotkania, środki ostrożności zostały zwiększone i Lord nie miał wyjścia, jak po prostu wsiąść do karety podstawionej przed pałac. Jego przyboczni szybko wpadli do środka, zaglądając w każdy zakamarek włącznie z siedzeniami a gdy tam niczego nie znaleźli, przyjrzeli się woźnicy, pod pojazdem a nawet samym kołom, czy nie zawierają, tak lubianych przez ninja, wybuchowych notek. Wedle ich ekspertyzy, środek transportu był "czysty". Utakane wszedł spokojnie do powozu wraz z dwójką strażników, zaś reszta pozostała na zewnątrz by w trybie kroczącym, eskortować wóz do samego portu.
- Znajdzie człowieka-rekina o imieniu Koharo. Mam coś dla niego. - Powiedział, wychylając się na chwilę z wozu by chociaż jeden z jego ludzi rozpoczął poszukiwania. Nie chciał pozostawiać znalezienie mężczyzny przypadkowi, zresztą wszystkim zależało na czasie.
Offline
Strażnicy
Sesja normalna, grupowa Mikuni Koharo #3
Znajdując się w pobliżu Daimyo Tsuchi no Kuni miało się wrażenie, że nawet wiatr wieje w dokładnie tę stronę, której on sobie życzy. Biła od niego niesamowita władczość, nikt nie śmiał mu się sprzeciwić. Przynajmniej nie otwarcie. Dlatego w momencie gdy z jego ust wydała się prośba o znalezienie człowieka-rekina każdy potraktował to jako rozkaz z klauzulą natychmiastowej wykonalności. Nim właściwie dokończył zdanie trójka z jego świty rozpierzchła się w trzech różnych kierunkach. Sam zaś Utakane rozsiadł się wygodnie w karecie, dał znak woznicy, by ruszył w kierunku portu, sam zaś uchylił nieco zasłonę, by podziwiać ostatnie widoki Kraju Księżyca.
W tym samym czasie jeden z jego podwładnych po biegu, którym zdecydowanie zakwalifikowałby się do maratonu, zobaczył na horyzoncie człowieka, któremu bez wątpienia mogło zostać przypisane określenie "człowieka-rekina". Był on jednak towarzystwie kogoś innego. Mniej charakterystycznego. Prawdę mówiąc chłopak nigdy wcześniej nie widział mężczyzny. Nie był pewny, czy mógł cokolwiek powiedzieć w jego towarzystwie. Właściwie to było pierwsze zadanie, takiej wagi - w jego mniemaniu - jakie wykonywał. Kłamstwem byłoby rzec, że podszedł do tego bezstresowo. Dlatego w pierwszej chwili ekstazy podbiegł do poszukiwanego, lecz gdy wzrok na Mikunim zawiesił jego entuzjazm nieco opadł. Myślę, że nawet mniej uważnemu oku nie umknąłby fakt, że nieco się trząsł.
- P-p-panie K-k-koharo... - wymamrotał nerwowo błądząc wzrokiem, po czym wziął głęboki wdech - W porcie czeka na pana prezent. Proszę pozwolić, że pana zaprowadzę.
Ostatnie zdanie zdecydowanie napawało go dumą. Idealnie wybrnął z sytuacji. Może czeka go za to pochwała? A może podwyżka? A może nawet awans... Nie mógł ukryć radości na swojej twarzy. Kąciki ust same unosiły mu się do góry choć starał się to nieudolnie ukryć wbijając wzrok w kamień gdzieś metr w prawo od stopy Koharo.
Ostatnio edytowany przez Straznik 2 (2019-10-20 19:10:27)
Offline
— Nie jestem, więc tym bardziej dziwi mnie ta prośba.
Potem Wilczyca, nabrzmiała od płodu
Żądz wszelkich, mimo że chuda i sucha,
Sprawczyni nieszczęść mnogiego narodu,
Swoim widokiem zgnębiła mi ducha
Offline
Wbrew osądom medyka, który widział siebie w oczach kompana jako osobę niezabawną, Koharō niemal przystanął, targnięty nagłą falą wizualizacji, i parsknął śmiechem. Po chwili stłumił wybuch w obawie, że urazi medyka, poza tym Leszek rzucił mu oskarżycielskie spojrzenie, uciszając go machnięciem ręki.
- Wybacz, Mikuni, ale żadna doza wyobraźni nie pozwala mi zobrazować sobie twojej szanownej osoby ani w sytuacji ploteczek, ani tym bardziej w świecie flirtujących uśmiechów. Nie wiem, którą dokładnie cechą skradłeś serce Haruki, ale tuszę, że nie przebojową prezencją playboya. A skoro przy twoich talentach jesteśmy - co masz w ręce? To jakiś zestaw do malowania?
Dalsze rozwijanie tematu przerwane zostało przez pojawienie się gońca, przekazanie wiadomości i, naturalnie, kąśliwą uwagę Mikuniego.
- Nie znam. Słuchaj, bratku - odparł, odwracając głowę w kierunku młodego posłańca i oddając uśmiech (co w jego wykonaniu wyglądało dalece bardziej krwiożerczo, niezależnie od intencji) - Zdradź no wpierw, kto cię przysyła i co to za prezent. Idziemy co prawda do portu, ale byłem dziś świadkiem grubych wymian natury politycznej i mogłem się narazić komuś, świadomie bądź nie. Jeśli prezent czeka na mnie w bocznej uliczce i wiąże się z traumą tępym przedmiotem, spasuję - dodał, zdradzając podobny tok rozumowania, co jego towarzysz podróży. Zachowanie chłopaka, trzęsący się głos, galopujące tętno, słyszalne przy użyciu precyzyjnego narzędzia, jakim był obecnie słuch białowłosego - wszystko to mogło świadczyć tak o tym, że chłopak biegł, jak i o tym, że coś ukrywa. Albo i to i to.
[Musisz być zalogowany, aby przeczytać ukrytą wiadomość]
Ostatnio edytowany przez Koharō (2019-10-17 05:28:08)
Offline
Atmosfera w środku powoli sięgała zenitu, a w momencie otwartego ataku jednego z liderów wschodnich klanów, było jasne, że pokojowe rozmowy skończyły się właśnie w tej minucie. Jako jeden z niewielu klanów, którzy możemy poszczycić się jednym z najbardziej wytrzymałych Kekkei-Genkai w znanym nam świecie, dałem znak swojej podkomendnej by natychmiast kryształem zasłoniła pobliskich jej Lordów Feudalnych, zaś sobie zostawiłem utworzenie ściany dookoła siebie i najbliżej znajdujących się osób. Z humanitarnego punktu widzenia mógłby to być gest dobrej woli, który idealnie wpasowałby się w motyw przewodni rozmów, a przynajmniej w czasie przeszłym, lecz mi bardziej zależało na zdobyciu zaufania panów ziem, na których my ninja posiadamy swoje wioski. Lecz nie tylko ja o czymś takim pomyślałem i natychmiast głowa klanu Senju przejęła inicjatywę.
Westchnąłem. Być może nadarzy się lepsza okazja.
Odsunąłem się odrobinę od stolika, by chaos minionego starcia nie zakłócał rozmów, do których powrócił Hoan, jak gdyby nigdy nic. Nie zamierzałem się w to mieszać. Nie ja byłem panem tego domu, więc jedynie co mogłem to dostosować się. Zresztą nie widziałem w tym nic złego, co prawda mężczyzna zdaje się reagować zupełnie inaczej niż zwykli ludzie, aczkolwiek może nastały takie czasy, gdzie efektywne sztuczki ninja nie robią już takiego wrażenia jak kilkanaście lub kilkadziesiąt lat temu?
Sam Koharo wydawał się być dość interesującym osobnikiem, nie tylko ze względu na jego wygląd, ale również strategię, którą opracował. Zdecydowanie swoją przemową zaskarbił sobie zaufanie Lorda Ziemi, co podkreślił przy zaproszeniu na rozmowy na ziemiach Hyuuga. Z jednej strony poczułem ulgę, bo być może nie będę musiał dłużej użerać się z białookimi w taki sposób jak robię to teraz, chociaż każda moneta ma dwie strony. W głębi serca dalej chcę dążyć do dominacji w Kraju Ziemi i podporządkowania sobie białookich. Zasłużyli sobie.
Wszystko zakończyło się lepiej niż przewidywałem. Plugawe ścierwo zamieszkujące wyspy Kraju Wody dostanie to, na co zasługuje zaś relację z Lordem nie ucierpiały ani na chwilę. Nie było sensu byśmy zostawali tu chwilę dłużej. Zwróciłem się do swojej towarzyszki, by upewniła się co do bezpiecznego opuszczenia ziem przez Daimyo, a następnie sama udała się do portu w Baigai by sprawdzić jak idą pracę nad rozbudową portu. Niby nie jest to nic wielkiego, aczkolwiek zwiększy to przepustowość placówki i za sprawą handlu odbije się pozytywnie na gospodarce tego regionu. Mimo, że posiadamy niewielki dostęp do morza, trzeba z niego wyciskać ile się da. Natomiast ja sam chciałem upewnić się jak przebiega szkolenie nowych rekrutów, a także poinformować radę o tym, co zostało tutaj ustalone. Jednakże powoli zaczyna mnie to irytować, lecz walka z tradycją może okazać się dużo trudniejsza niż wojna domowa.
Opuściłem budynek, a następnie tworząc ogromnego smoka za pomocą swego kryształu, wskoczyłem na jego grzbiet gdzie rzucając ostatnie spojrzenie na pałac, udałem się w rodzime strony.
[z/t -> Baigai -> Klan Kyoshi -> Miejsce obrad klanu]
Offline
Strażnicy
Sesja normalna, grupowa Mikuni Koharo #4
Reakcja Koharo na słowa chłopaka wprawiła go w, delikatnie mówiąc, osłupienie. Tym samym nawet nie zwrócił uwagi na kpiące komentarze jego towarzysza. W jego głowie wszystko brzmiało jak idealny plan i prawdę powiedziawszy nie przewidywał żadnych przeszkód. No bo kto by się nie pokusił na prezent? Do tego w porcie? Naprawdę zdarzały się morderstwa w biały dzień wśród tłumu cywili? Cholerni ninja - pomyślał. Czuł jak pocą mu się dłonie, gdyż zadanie, które było do wykonania już na wyciągniecie, a jego cel nagle oddalił go prawie z zasięgu wzroku. Skrzywił się, wykręcając sobie palce. Co robić? Nie mógł przecież wprost powiedzieć o co chodzi w towarzystwie kogoś zupełnie nieznajomego. Gdyby mógł - Daimyo by mu o tym powiedział. Na pewno. Myślał gorączkowo, lecz myśli te nie trzymały się ni ładu ni składu. Trzeba przyznać, że chłopak inteligencją nie grzeszył. A tym bardziej posiadał zerowe umiejętności do knucia intryg, choć może był za bardzo skupiony na samym sobie. Niemniej takie cechy chwalą się w najbliższym otoczeniu Lorda Feudalnego. Służby nikt pierwszej lepszej z ulicy nie brał.
Chłopak wytarł mokre dłonie w spodnie i wziął głęboki oddech. Jeszcze nie wszystko stracone. Rybi ninja i tak wybiera się do portu, niemniej zasługa przyprowadzenia go koniecznie musiała przypaść jemu.
- P-przepraszam. Nazywam się Koda - wydukał - B-bynajmniej nie mam zamiaru pana zaatakować. P-po prostu dostałem polecenie od mojego możnego pracodawcy, aby pana znalezć. P-proszę mi pozwolić towarzyszyć panu do portu. O-obiecuję omijać ciemne i wąskie uliczki.
Uśmiechnął się nerwowo po czym zdał sobie sprawę, że stan emocjonalny w jakim się znajduje niekoniecznie może wzbudzać zaufanie u jego rozmówcy. Stanął na baczność i zgiął się w pół w geście przeprosin, czekając na reakcję ze strony Koharo.
Offline
- No dobrze, łebku - zdecydował w końcu rybi ninja, wydymając policzki i zerkając na Mikuniego jakby dla potwierdzenia swojego zdania. Wspomnienie przez młodego o możnym władcy rozwiało większość wątpliwości Koharō - nie wyglądasz mi na intryganta.
"Bardziej na takiego, jak ja sam jeszcze stosunkowo niedawno" dodał w myślach, uśmiechając się dyskretnie na wspomnienie wszystkich kiksów i gaf, jakie zdarzyły mu się na otwarcie konwersacji z lepszymi od siebie. A im dłużej myślał, tym było tego więcej. W końcu przed oczyma stanęła mu jego pierwsza rozmowa z Yocharu Uchiha, na które to wspomnienie oblał się dziwnym odcieniem rumieńca i ukrył twarz w dłoniach.
- "Pochwa ci wystaje"... - zacytował pod nosem sam do siebie, kręcąc głową z niedowierzaniem, po czym zwrócił się do gońca - Prowadź, będziemy zaraz za tobą.
Jak Koharō uznał zadecydować, tak zrobił - trzymał się teraz za Kodą, w tyłu zaś dreptały jego 3 klony. Korekta - dwa.
- Ja kończę - oznajmił Leszek i puścił wreszcie swoje ucho, po czym zwrócił się do Bobka - skup się, bo grubo jest. Spodoba wam się.
To powiedziawszy, pyknął precz. W tej samej chwili Rekin potknął się lekko a jego spojrzenie rozbiegło się. To nawet było nie tyle potknięcie, co nagły i kompletny bezruch, rzecz wybitnie niekompatybilna z procesem chodzenia. Na tyle, na ile Mikuni znał przyszywanego Hyuugę, mógł postawić jedną diagnozę - mózg białowłosego niemal skwierczał od intensywnego główkowania.
Jakby tej tajemniczej pantomimy było mało, teraz to Bobek, jak gdyby nic, złapał się za ucho.
[Musisz być zalogowany, aby przeczytać ukrytą wiadomość]
Z/t -> Port
Ostatnio edytowany przez Koharō (2019-10-21 03:24:11)
Offline
Ninja przyjął bardzo defensywną postawę, przez całe spotkanie praktycznie się nie odezwał. Jakby zamarł, aczkolwiek tylko z zewnątrz, bo jego głowa pełna była myśli. Rozmowa wkroczyła na kręty tor, każda ze stron miała coś do powiedzenia. Bardzo ciężko było dojść do porozumienia. Mogłoby się wydawać, że obrady nigdy się nie skończą. Mijały i minuty, a chłopiec miał coraz więcej wątpliwości odnośnie swojej obecności w tym miejscu. Kompletnie nic nie wniósł, w przeciwieństwie do pozostałych, a zwłaszcza jego lidera, który okazał się dość narwany. Rozmyślał też, że może jest tam wyłącznie w celach obronnych, jakby coś miało się wydarzyć. Jednak czym jest jego łuk w porównaniu do umiejętności najwybitniejszych jednostek stąpających po ziemi.
Wraz z upływem czasu, spotkanie zbliżało się ku końcowi. Z pomocą gości udało się ustalić, kto był odpowiedzialny za zamieszanie na wielkim turnieju. Przedstawiciele krajów i klanów zaczęli powoli ewakuować się z budynku, dlatego i sam Jiro pomyślał, że jest to odpowiedni moment, żeby się ulotnić. Oderwał się w końcu od ściany, którą podpierał od jakiegoś czasu i ruszył w kierunku wyjścia.
[z/t -> Port]
Offline
Rozmowa z Mikunim była dla mnie orzeźwiająca. Rzadko w tym świecie można usłyszeć kilka miłych słów, które nie są tylko zwrotami czysto grzecznościowymi ale niosą ze sobą emocje wydobywające się z rozmówcy. Medyk z Ronin był szczery a i zerknięcie na łydkę, którą pomagał mi wyleczyć wiązało się ze zmartwieniem czy wszystko gra. W moim życiu lubiłem trzymać się kilku reguł, ułatwiających mi funkcjonowanie i jedną z nich było przestrzeganie zaleceń lekarza. Dzięki temu nie narażałem się na przeciążenia i powroty kontuzji, bądź otwierania się niedawno zasklepionych ran. Kiwnąłem głową w geście podziękowania za troskę.
- Tak, wszystko działa jak należy i oczywiście jesteś mile widziany u nas w wiosce. Jeżeli będziesz zainteresowany, byłbym wdzięczny gdybyś przy okazji odwiedzin, przeprowadził szkolenie naszym medykom aby liznęli trochę wiedzy od profesjonalisty. Oczywiście wszystko odpłatnie.
Wykonałem delikatny ukłon na pożegnanie, gdy Wyrzutek wyruszył dalej w swą podróż. Sam rozejrzałem się raz jeszcze po pomieszczeniu i postanowiłem powrócić do swych obowiązków. Opuściłem pałac w towarzystwie swego podwładnego, wychodząc na plac przed budynkiem. Wykonałem kilka pieczęci, przywołując wielkiego jastrzębia by dosiąść go wraz z Shōtą i przy pomocy skrzydeł ptaka, unieść się nad ziemią i wyruszyć w stronę Hidari.
z/t - > Hidari - > Wioska Klanu
Offline
— To dobrze
Ostatnio edytowany przez Mikuni (2019-10-24 19:29:19)
Potem Wilczyca, nabrzmiała od płodu
Żądz wszelkich, mimo że chuda i sucha,
Sprawczyni nieszczęść mnogiego narodu,
Swoim widokiem zgnębiła mi ducha
Offline
Wyglądało na to, że spotkanie dobiegło końca jednak nikt nie zamierzał wyrzucać Namikaze z pałacu. Akio zdawał sobie sprawę, że nie do końca poszło ono po jego myśli. Nie był w stanie powstrzymać swoich emocji i zdradził swoim zachowaniem więcej niżby chciał. Myśląc jak by tu naprawić swój błąd pochwycił kolejną butelkę którą zaczął opróżniać prosto z gwinta, skoro nikt go nie wyganiał to cały barek był do jego dyspozycji. Po kilku godzinach i butelkach podszedł do okna rzucić okiem na wspaniałe widoki rozciągające się przed pałacem. Wyglądało na to, że delegacje lordów też się zabierają, ciekawe po co wysłał swoją straż daymo ziemi. Cóż nie była to wystarczająco ważna sprawa żeby poświęcać jej więcej czasu, z pomocą klanowej techniki Akio postanowił opuścić pałać, czemu towarzyszył dość głośny dźwięki upadającej butelki, w okoli pozostawało jeszcze kilka wcześniej opróżnionych a ich wcześniejsza zawartość stanowiła nie lada fortune.
[z/t-> Enko->Wioska-> sklep]
Offline